Konkurs – pilne!

Kwartalnik „WYKLĘCI” objął patronatem poniższe wydarzenie:

Stowarzyszenie Narodowy Ciechanów oraz Komitet Obrony Roja zapraszają młodzież gimnazjów, szkół ponadgimnazjalnych oraz studentów powiatu ciechanowskiego do udziału w I edycji Konkursu Literacko – Plastycznego:

„Bo lepiej byśmy stojąc umierali, niż mamy klęcząc na kolanach żyć…”

REGULAMIN I EDYCJI KONKURSU

Preambuła Ustawy z dnia 3 lutego 2011 r. o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych (Dz.U. z 2011 r. Nr 32, poz. 160):
„W hołdzie „Żołnierzom Wyklętym” – bohaterom antykomunistycznego podziemia, którzy w obronie niepodległego bytu Państwa Polskiego, walcząc o prawo do samostanowienia i urzeczywistnienie dążeń demokratycznych społeczeństwa polskiego, z bronią w ręku, jak i w inny sposób, przeciwstawiali się sowieckiej agresji i narzuconemu siłą reżimowi komunistycznemu…”
I. Organizatorzy konkursu:
Stowarzyszenie Narodowy Ciechanów
Komitet Obrony Roja
II. Sponsorzy i instytucje wspierające:
Związek Żołnierzy NSZ, Fundacja Niepodległości, Red is Bad, Surge Polonia, Wydawnictwo Fronda, Kwartalnik Wyklęci, Horytnica, Contra Mundum, Forteca, Olifant Records

Konkurs plakat
III. Patronat medialny:
PULS magazyn opinii ziemi ciechanowskiej, KRDP, Reduta ciechanowskie pismo historyczne, Czas Ciechanowa, Tygodnik Ilustrowany, Związek Żołnierzy NSZ, CiechTivi, patriodykpolski.pl
IV. Cele konkursu:
Celebracja Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Popularyzowanie wiedzy o Żołnierzach Wyklętych oraz bohaterach walczących o wolność i niepodległość Polski po II wojnie światowej. Upowszechnianie wiedzy o st. sierż. Mieczysławie Dziemieszkiewiczu pseudonim „Rój”, żołnierzu Narodowych Sił Zbrojnych oraz działaczu polskiego podziemia antykomunistycznego na północnym Mazowszu.
Kształtowanie wśród młodzieży postaw obywatelskich i patriotycznych.
Upowszechnianie wiedzy historycznej dotyczącej okresu drugiej konspiracji (lata 1944 – 1963).
Rozbudzanie zainteresowań młodzieży historią Żołnierzy Wyklętych, wzbogacanie owej wiedzy o fakty dotyczące lokalnych bohaterów. Wdrażanie uczniów do samokształcenia oraz rozwijania uzdolnień literackich i plastycznych.
Pielęgnowanie pamięci oraz kultywowanie ideałów i postaw Polskiego Państwa Podziemnego (lata 1944 – 1963).

więcej na stronie Konkursu

Atak na księdza Isakowicza-Zaleskiego!

Kazimierz Wóycicki w „polskim” radiu, programie trzecim, co już wiele tłumaczy – zarzucił księdzu Isakowiczowi-Zaleskiemu, że jest „agentem wpływu” Kremla!

Na filmie ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski udziela wywiadu dla prawicowyinternet.pl podczas 8. Patriotycznej Pielgrzymki Kibiców na Jasną Górę.

Wracamy do artykułu na kresy.pl

Wóycicki zapytany, w jakich obszarach współpracy polsko-ukraińskiej działania mogłyby zostać zintensyfikowane. Stwierdził, że konieczne jest

„przezwyciężenie sytuacji w internecie, gdzie propagandowy anty ukraiński hejt, wyraźnie inspirowany czy wręcz opłacany przez Kreml, jest bardzo wyraźnie widoczny”.

Następnie dodał, że ma chodzi

„o takich agentów wpływu, jak Isakowicz-Zaleski i podobne tego typu, pełne nienawiści osoby”

Prowadzący zwrócił uwagę, że ze względu na nieobecność ks. Isakowicza-Zaleskiego należy powstrzymać się od ataków personalnych. Wóycicki przyznał, że dziennikarz próbuje łagodzić atmosferę, „ale pewne rzeczy trzeba mówić otwarcie”. Skrytykował również „koncentrowanie się na Wołyniu” przy podnoszeniu kwestii polsko-ukraińskich relacji historycznych. Pochwalił zarazem wypowiedzi ministra Witolda Waszczykowskiego nt. Ukrainy i prowadzoną przez niego i PiS politykę względem Kijowa.

„Wypowiedź Kazimierza Wóycickiego uważam za obrzydliwe oszczerstwo”

– stwierdził ks. Isakowicz-Zaleski w komentarzu dla Kresów.pl.

Kazimierz Wóycicki już wcześniej publicznie atakował ks. Isakowicza-Zaleskiego. W grudniu 2014 roku we wpisie na Facebooku odmówił mu miana kapłana, imputując mu zarazem członkostwo w „proputinowskiej parti w Polsce”. Była to reakcja wykładowcy UW na wezwania duchownego do protestów przeciwko wizycie ukraińskiego prezydenta Petra Poroszenki w Polsce.

Wcześniej Kazimierz Wóycicki bronił ukraińskich studentów, którzy sfotografowali się w Przemyślu z flagą OUN-UPA. Postulował też, by Roman Szuchewycz – współodpowiedzialny za ludobójstwo na Kresach dokonane przez OUN-UPA – został bohaterem także dla Polaków.

Dziś [27.01.2016] ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski zamieścił na swoim profilu następującą informację:

Jego Magnificencja

prof. dr hab. Marcin Pałys

Rektor Uniwersytetu Warszawskiego

Krakowskie Przedmieście 26/28

00-927 Warszawa

Wielce Szanowny Panie Rektorze,

Stanowczo protestuję przeciwko publicznemu spotwarzaniu Tadeusz Isakowicza-Zaleskiego, wielce zasłużonego dla Rzeczypospolitej Polskiej , przez pracownika Studium Europy Wschodniej UW dr Kazimierza Wójcickiego. Skandaliczne wydarzenie miało miejsce 25.01 br. podczas programu Puls Trójki w III programie Polskiego Radia. Proszę potraktować mój e-mail jako protest profesora i absolwenta Uniwersytetu. Nie mogę znieść myśli, że na uczelni, której dyplomy tak sobie cenię, pracuje i wykłada osoba, która zapomniała treść i sens przysięgi doktorskiej.

Łączę wyrazy szacunku,

prof. dr hab. Marek J. Sarna

Centrum Astronomiczne im. M. Kopernika

Polskiej Akademii Nauk

Warszawa

film od: Dariusz Matecki

Głos świadka zbrodni – reportaż

Ekshumacje ofiar zbrodni komunistycznych w Łodziskach

Reportaż TV Trwam opisujący prace ekshumacyjne przeprowadzone przez Fundację Niezłomni w Łodziskach. Świadek egzekucji opowiada o tym co widział 1 marca 1946 r.

Film przybliża to, co działo się w Ostrołęce i okolicach po II wojnie światowej – obejrzyjcie koniecznie!

Jeszcze z ostatniej chwili od: Fundacja Niezłomni

Dotarliśmy do kolejnej informacji potwierdzającej przynależność do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW), zamordowanych, ekshumowanych w Łodziskach, wśród nich dowódca drużyny NZW Bolesław Gnoza.
Kwerenda trwa.

ostroleka1

osstr

Usłyszymy wypowiedzi Wojciecha Łuczaka Prezesa fundacji Niezłomni imienia Zygmunta Szendzielarza Łupaszki oraz Jacka Karczewskiego Dyrektora Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce.

 film od: Radio Maryja

Kibice Śląska i Paweł Kukiz!

Kukiz – sprowadzić Michnika! Kibice – znamy adres!

Paweł Kukiz chce sprowadzić do Polski Stefana Michnika. Kibice Śląska Wrocław – znają adres:-)

Paweł Kukiz:

Mnie bardzo imponuje Izrael. Bardzo bym chciał, by Polska była na tyle silna, by sprowadzić ze Szwecji Stefana Michnika i posadzić go na ławie oskarżonych. I jest mi wszystko jedno, czy ma on pochodzenie żydowskie czy mongolskie, ale komunistyczny zbrodniarz nie powinien w spokoju dożywać swoich dni!

Relacja Kibiców Śląska Wrocław

Kibice Śląska Wrocław, wracając z meczu z IFK Goeteborg, wymienili uprzejmości z miejscowymi i szwedzką policją, a potem odwiedzili dom Stefana Szechtera Michnika! Morderca sądowy polskich Bohaterów mieszka w Szwecji od 1969 roku. Niczego mu nie brakuje. Nikt go nie niepokoi. Jego bratAdam Michnik zamula Polakom mózgi swoim bełkotem od początku lat 90. gdy stworzył gazetę wyborczą – medium, które Polacy początkowo uznali za medium Solidarności i – niestety – obdarzyli zaufaniem.

Od wielu lat ta szmata zatruwa swoich czytelników propagandą dziwactwa, wypocinami degeneratów, wręcza swoje nagrody, „namaszcza” wiernych „intelektualistów”. Na szczęście z miesiąca na miesiąc traci czytelników, zmniejsza nakład i musi zatrudniać swoje dziennikarskie psy na umowach śmieciowych. Niedługo sczeźnie na śmietniku historii.

18.12.2012 Szwedzcy narodowcy z organizacji „Nordisk Ungdom” zorganizowali 16. grudnia pikietę pod domem Stefana Michnika, stalinowskiego potwora odpowiedzialnego za śmierć wielu polskich patriotów. Dziś żyje on sobie bezpiecznie w Szwecji, dokąd niestety uciekł, i gdzie posiada obywatelstwo Szwecji. Był ponoć „zniesmaczony” pikietą.

Teoretycznie można powiedzieć, że Adam nie odpowiada z czyny Stefana! Ale – tylko teoretycznie. Bo – medium Adama – szkaluje pamięć Żołnierzy Wyklętych, czyli… ofiar Stefana Szechtera Michnika. O tym często przypominają kibice Legii Warszawa i innych klubów.

Słowa uznania należą się teraz kibicom Śląska Wrocław. A do nas – do was należy podać to dalej, innym. Zrozumieć na czym polega ten trwający od lat spisek, dzięki któremu komunistyczni mordercy mają się lepiej, niż ich ofiary i rodziny ich ofiar!

Bezkarność Szechtera to taki sam element tego układu, jak to co dzieje się teraz wokół warszawskiej „Łączki”.

„Zatrzymujemy się pod domem zbrodniarza stalinowskiego Stefana Szechtera Michnika i głośnymi okrzykami przypominamy mu o jego przeszłości – W latach 1951–1957 przewodniczył składom sędziowskim sądzącym schwytanych żołnierzy Podziemia Niepodległościowego i brał udział w egzekucjach wielu wybitnych osób Podziemia Antykomunistycznego. Był on członkiem grupy sędziów, którzy orzekali wyroki śmierci w sprawach, w których doszło później do pełnej pośmiertnej rehabilitacji osób skazanych na śmierć.”

film od: Blogpressportal / Nordisk Ungdom

Tropem wilczym!

Tropem wilczym!

W tym roku 28 lutego w 160 miastach w Polsce ponad 40 tys. uczestników odda hołd Żołnierzom Wyklętym. Bieg organizuje 7 zagranicznych miast, w tym Londyn i Nowy Jork. Idea przekroczyła granice Europy i podbiła Amerykę – mówi Barbara Konarska, współorganizatorka biegu Tropem Wilczym w rozmowie z „Codzienną”.

Skąd wziął się pomysł, aby poprzez bieganie oddać hołd Żołnierzom Wyklętym?

Pomysł narodził się w głowach harcerzy i Michała Dworczyka – byłego prezesa fundacji Wolność i Demokracja. Z wyobrażeń o żołnierskim życiu wypływa przekonanie, że towarzyszy mu fizyczny wysiłek i zmęczenie, a samo bieganie wydaje się organicznie przypisane żołnierskiej codzienności. Stąd idea, aby właśnie w taki mocno angażujący fizycznie sposób uczcić pamięć Niezłomnych wydała się najtrafniejszą formą aktywnego upamiętnienia tych, którzy oddawali życie w walce o niepodległą Polskę.
Pierwsza edycja była działaniem testowym, prawie spontanicznym, był to bieg po terenie leśnym, na orientację. I mimo że nie był nagłośniony medialnie i miał charakter mocno kameralny, uczestnicy i organizatorzy poczuli ogromny potencjał takiego wydarzenia, które jest jak osobiste doświadczenie otarcia się właśnie o tę trudną codzienność Wyklętych. Postanowili podzielić się tym niezwykłym doświadczeniem i zaprosić innych do biegu w tej intencji, a całe wydarzenie oprawić w profesjonalną organizację i nadać wydarzeniu rozgłos.

Druga edycja biegu została oparta na zasadach, które potem stały się obligatoryjne w latach późniejszych: pakiety startowe dla uczestników i obowiązkowy dystans o długości 1963 m – na pamiątkę roku śmierci Józefa Franczaka „Lalka” – ostatniego Żołnierza Wyklętego. Temu wydarzeniu zaczęły już towarzyszyć media. Założeniem trzeciej edycji było zorganizowanie przynajmniej jednego biegu w każdym województwie, czyli 16 biegów lokalnych. Rezultatem pracy organizatorów było 20 tys. uczestników, którzy pobiegli w 81 miastach Polski.

Jakie są założenia na ten rok? Na bieg 28 lutego?

Przy tegorocznym biegu poprzeczka poszła bardzo wysoko: przekroczyć granice Polski i podwoić liczbę miast, a tym samym liczbę biegaczy. No i biegnie cała Polska. Wydarzenie przerodziło się w akcję masową. Przy zaangażowaniu kilku tysięcy organizatorów w 160 miastach w Polsce, ponad 40 tys. uczestników odda hołd Żołnierzom Wyklętym. Bieg organizowany jest też w siedmiu miastach za granicą, w tym Londynie i Nowym Jorku. Idea przekroczyła granice Europy i podbiła Amerykę.

Bieg to też edukacja?

Przede wszystkim edukacja. Ale taka skuteczna, trafiająca do serca. Bieg ideowy, w którym nie tylko przekazuje się zapomniane i ukrywane karty naszej historii, ale przez strukturę wydarzenia, imprezy towarzyszące, w których biorą udział rekonstruktorzy w mundurach – pozwala zbliżyć się do historii. Nic mocniej niż własne zmęczenie i ból mięśni nie powie o fizycznych kosztach postaw Niezłomnych. Jeśli do tego dodamy świadomość, że ten bieg po niepodległość trwał dla niektórych nawet latami, że często musieli przemierzać tę drogę z pustym żołądkiem, w zniszczonych butach, w ciągłym zagrożeniu życia i że nie kończyła się ciepłym obiadem w domu, ale nieustającą bezdomnością – edukacyjne walory takiego biegu są nie do przecenienia. A uczestników naprawdę zaczyna z Niezłomnymi łączyć więź szczególnej bliskości.

Spodziewali się Państwo, że to wydarzenie będzie miało aż taki zasięg?

Nie. Skala wydarzenia jest przecież precedensowa. Biegnie cała Polska. Wydarzenie jest apolityczne, nie biorą w nim udziału żadne partie ani biura poselskie. Jest to więc czysta manifestacja patriotycznych postaw Polaków. Biegną ludzie w każdym wieku, często całymi rodzinami. A organizatorzy lokalni przyłączyli się do projektu na własny koszt, sami też zajmują się całą logistyką. Organizatorami są urzędy miast, gmin, fundacje, stowarzyszenia, kluby sportowe, szkoły, parafie… Warunkiem jest wyposażenie biegaczy w nasze pakiety startowe oraz zorganizowanie biegu na dystansie „Lalka”, czyli tych 1963 m. Każde miasto może indywidualnie ustalić dodatkowe długości dystansów. W Warszawie poza dystansem obligatoryjnym, w którym często biorą udział rodziny z dziećmi – są jeszcze dystanse na 5 i 10 km.

Autor: Jarosław Wróblewski Źródło: Gazeta Polska Codziennie

„Łupaszka” spocznie na Powązkach

„Łupaszka” spocznie na Powązkach „Pogrzeb legendarnego dowódcy AK, majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, będzie patriotyczną demonstracją!”

– czytamy w rp.pl

Organizatorzy pragną zaprosić Pana Prezydenta RP Andrzeja Dudę. Pogrzeb odbędzie się w uroczystej asyście Wojska Polskiego.

„Na pewno uroczystość ta odbędzie się z asystą Wojska Polskiego”

– zapewnia nas Bartłomiej Misiewicz, rzecznik resortu obrony.

„Chcielibyśmy, aby msza żałobna odbyła się w katedrze polowej Wojska Polskiego, następnie kondukt żałobny przeszedłby przez Warszawę na Powązki, tak aby była to manifestacja patriotyczna”

– opisuje „Rzeczpospolitej” Wojciech Łuczak, prezes Fundacji Niezłomni im. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, który jest współorganizatorem pochówku legendarnego dowódcy.

Rodzina majora nie zgodziła się na pochówek odnalezionych szczątków w tak zwanym „panteonie”. Zgodnie z wolą nieżyjącej już Barbary Szyndzielarz córki majora – jego szczątki będą pochowane w grobie rodzinnym.

„Łupaszka” był jednym z twórców V Wileńskiej Brygady AK. W czasie wojny w równym stopniu walczył z niemieckimi oddziałami policyjnymi, jak i litewskimi czy białoruskimi oraz partyzantami sowieckimi. Szacuje się, że na terenie Nowogródczyzny od wiosny 1943 do lata 1944 r. doszło do 200 potyczek żołnierzy AK z Sowietami, dlatego „Łupaszka” był przez nich znienawidzony.

Po wojnie nie zaprzestał działalności. Jego oddział do 1947 r. na Pomorzu i Białostocczyźnie atakował posterunki milicji i wojska, organizował zamachy na działaczy komunistycznych.

Szendzielarz został aresztowany przez UB w połowie 1948 r. Prokuratura postawiła mu m. in. zarzut próby obalenia siłą ustroju, a także zwalczania w czasie wojny partyzantki sowieckiej oraz współpracy z Niemcami. Został skazany na 18-krotną karę śmierci. Wyrok na nim i na jego towarzyszach wykonano 8 lutego 1951 r. w więzieniu przy Rakowieckiej w Warszawie. Ich ciała zakopano w bezimiennej mogile na Powązkach. Na początku lat 90. stalinowskie wyroki uchylono.

Od kilku miesięcy pion śledczy IPN prowadzi śledztwo w sprawie okoliczności skazania przez komunistyczny sąd dowódców V Wileńskiej Brygady AK, w tym „Łupaszki”. Prokurator Marek Klimczak nie ma wątpliwości, że żołnierze podziemia niepodległościowego zostali nieprawidłowo osądzeni. Zgodnie z obowiązującym wówczas prawem zespół orzekający mógł się składać z sędziego zawodowego i dwóch ławników lub trzyosobowego zespołu sędziów zawodowych. W tym przypadku wyrok wydali: sędzia zawodowy Mieczysław Widaj, ławnik – oficer Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego – oraz asesor sądowy.

film Rozstrzelana Armia – Andrzej Kołakowski od: PrawicowyInternet

Turniej z okazji „Wyzwolenia Warszawy”

Odkrywanie historii najnowszej – część kolejna. Z nieco osobistym wstępem, wybaczcie. Ten wstęp ma na celu pokazać, jak wyglądała rzeczywistość lat siedemdziesiątych XX wieku w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, za rządów Edwarda Gierka.

W latach siedemdziesiątych, właśnie w Warszawie, w styczniu odbywał się międzynarodowy turniej koszykówki z okazji Wyzwolenia Warszawy. Tak! Wyzwolenia. Nikt wówczas nie kwestionował głośno daty 17 stycznia 1945 roku.

Młodzi ludzie chcieli oglądać najlepsze drużyny reprezentujące stolice państw tak zwanego bloku sowieckiego, państw socjalistycznych. Pod szyldami stolic, na przykład Moskwy, Sofii, Budapesztu, Berlina występowali zawodnicy najmocniejszych klubów. Trzon drużyny Warszawy stanowili koszykarze CWKS Legia, czasem z niewielkim uzupełnieniem z innych klubów,

Na przykład w roku 1974 zwyciężała Moskwa (oparta na zawodnikach Dynamo i CSKA), Legia była druga, na trzecim miejscu reprezentujący Wrocław – Śląsk, kolejno drużyna Pragi czeskiej i Polonia Warszawa. Na szóstym Budapeszt, na siódmym Sofia.

Na któryś z tym turniejów wybrałem się do Hali Gwardii z moim dziadkiem. Uczestnikiem walk w Armii Ochotniczej Imperium Rosyjskiego, ułanem podczas wojny 1920 roku, obrońcą Warszawy w 1939 roku.

Dziadek był bardzo zainteresowany koszykówką, ale… dość głośno kwestionował nazwę turnieju. Kwestionował datę 17 stycznia 1945 roku… Siedzący obok popatrzyli na niego karcąco i dziadek się już nie odezwał.

Nic z tego nie rozumiałem! Ja – wówczas nastolatek – miałem wbite do głowy, że Czterej Pancerni i pies, oraz Hans Kloss wyzwolili stolicę 17 stycznia 1945 i nawet przez myśl mi nie przeszło kwestionowanie lub interpretowanie tej daty.

Teraz, gdy wiem więcej i przechodzę obok Hali Gwardii – wspomnienia wracają. Wtedy „nie wolno było” kwestionować oficjalnej wersji historii.

Dziś możemy, musimy wręcz odkłamać historię. Choćby na przykładzie własnym, własnego dziadka, czy rodziców. Pokazują że większość ludzi żyjących w PRL, w latach siedemdziesiątych spokojnie „łykało” oficjalną propagandę.

Dopiero rok 1980, ten „Karnawał Solidarności” pozwolił na mówienie i pisanie prawdy. Na kilkanaście miesięcy. Potem nadszedł stan wojenny i znów dostęp do prawdziwych lektur mieli tylko ci, którzy sięgali po wydawnictwa nielegalne, bez cenzury, kolportowane z rąk do rąk.

Gdyby stan wojenny potrwał jeszcze dłużej – nie można by już odbudować Pamięci!

Stało się, jak się stało. Dziś już wiemy więcej, prawie wszystko. Ale to też za mało! Wzorem Leszka Żebrowskiego chciałbym zaapelować do wszystkich o to, żeby „szukali swojej historii”! Historii swojej rodziny, rejonu, wsi, miasteczka, miasta.

Tylko znajomość naszej historii da nam broń przeciwko kolejnym specom od manipulacji.

Niedawno natrafiłem na doskonały artykuł Daniela Witowskiego w Polskaniepodległa.pl który w całości przytoczę.

Obalić mit komunistycznej propagandy.

Czerwony terror zapanował w Warszawie na kilka miesięcy przed jej „wyzwoleniem”

17 stycznia 1945 roku oddziały 1 Frontu Białoruskiego sforsowały Wisłę i przedostały się na lewobrzeżną część Warszawy. Krajobraz, jaki ujrzeli, był przerażający – zgliszcza, ruiny i wszechobecny pył. Miasto było wyludnione. Pozostała jedynie garstka osób, której udało się ukryć przed niemiecką wywózką do ośrodka filtracyjnego w Pruszkowie. Nazwano ich później wymownie „robinsonami”.

Wraz z wkraczającymi oddziałami Armii Czerwonej i Wojska Polskiego, złożonego z niedawnych więźniów łagrów i gułagów, maszerowały jednostki NKWD. Ich zadaniem była eliminacja tych Polaków, którzy mogli być niewygodni dla nowej władzy czyli niepożądanych w nowym, narzucanym Polsce systemie.

Aresztowania, prześladowania i egzekucje na terenie Warszawy nie rozpoczęły się jednak 17 stycznia 1945 roku, a już 4 miesiące wcześniej. W okresie PRL-u władza niechętnie wspominała, że żołnierze 1 Frontu Białoruskiego zajęły prawobrzeżną część stolicy 14 września 1944 roku i przyglądały, jak wykrwawiają się Powstańcy po drugiej stronie Wisły. Komunistyczna propaganda tłumaczyła brak pomocy walczącym przeciwko Niemcom warszawiakom koniecznością uzupełnienia zaopatrzenia.

Oczywiście nikt nie wspominał wówczas, że Stalin nie pozwolił aliantom lądować na zajętych przez Sowietów terenach, by ułatwić zrzuty dla Powstańców. Radziecki dyktator czekał, aż Warszawa spłynie krwią, aż zostanie zburzona. Było mu to na rękę – z jednej strony w Powstaniu zginęło bardzo wielu polskich patriotów, którzy łatwo nie oddaliby Sowietom Polski pod władanie, zaś z drugiej – na gruzach stolicy mógł zbudować nowe, socrealistyczne miasto.

Tuż po zajęciu Pragi przez oddziały 1 Frontu Białoruskiego, NKWD uruchomiło kilka, jak nie kilkanaście miejsc kaźni po prawej stronie Warszawy. Szacuje się, że przez praskie kazamaty przewinęło kilka lub kilkanaście tysięcy Polaków. Część z nich zamordowano i zakopana w bezimiennych mogiłach, dotychczas niezlokalizowanych. Starsi mieszkańcy Pragi mówią, że ciała ofiar komunistycznego terroru były zwożone w okolice obecnego nasypu kolejowego przy Rondzie Żaba. Żadnej instytucji publicznej nie spieszy się jednak, by mogił szukać. Ogromna ilość zakopanych w ziemi ciał musiałaby na długie miesiące zablokować ruch pociągowy i samochodowy w okolicy…

Przez większość okresu istnienia III RP władze państwowe, czy też władze miejskie (także przecież wywodzące się z establishmentu), traktowały 17 stycznia jako rocznicę nie do końca pożądaną, jednak w jakimś stopniu honorowaną. Umyślnie obchodom „oficjalnym” nie nadawano specjalnego rozgłosu, by nie prowokować dyskusji społecznej. Przydzielano jednak asystę honorową wojska, palono znicze pod Grobem Nieznanego Żołnierza. Jaki sens miały te działania, skoro „wyzwolenie Warszawy” – te 17 stycznia – było bezkrwawe? Przypomnę – lewobrzeżna Warszawa była wówczas niemalże zrównana z ziemią i opustoszała!

W kolejne rocznice tego dnia, jak i 14 września (wkroczenie jednostek podległych dowództwu Armii Czerwonej na warszawską Pragę), powinniśmy więc oddawać hołd nie żołnierzom radzieckim, którzy wkraczali do kolejnych miast i zaprowadzali nowy, czerwony porządek, a ofiary tegoż. Na koniec warto zaznaczyć, że do tej grupy (ofiar komunizmu) zaliczają się także żołnierze 1 Armii Wojska Polskiego…

Szanowni Czytelnicy!

Jeśli dotrwaliście do końca artykułu, to… jeszcze nie koniec:-) Zobaczcie jak „kombatanci” obchodzą po swojemu rocznicę „wyzwolenia”. Niewielu już ich zostało. Mamy demokrację i nikt im nie zabrania wierzyć w to, w co wierzyli przez całe życie.

Powiecie – „kilku staruszków”… Nie! Oni mają dzieci i wnuki, które znają inną historię i mają inne ideały. Odwołam się znów do Leszka Żebrowskiego, który powiedział, że:

„Trzecie pokolenie ubeków walczy z trzecim pokoleniem akowców”.

film od: jan jankow

 

 

Uroczystości „wyzwolenia” Warszawy!

To jest demokracja!

To jest demokracja! To się odbyło naprawdę! Popatrzcie i posłuchajcie bardzo uważnie! Posłuchajcie o „rzekomych historykach”, cytatów z Marszałka, o cenie za nieznajomość historii!

Posłuchajcie o dokonaniach! O ich dokonaniach! O… I`m sorry – likwidacji analfabetyzmu! „Oni” szykują się do przetrwania, choćby w konspiracji! Zapamiętajcie nazwy stowarzyszeń i organizacji, które biorą w tym udział.

To się działo naprawdę!

film od: jan jankow

„Anoda” – rocznica śmierci

Jan Rodowicz ps. „Anoda” (ur. 7 marca 1923 w Warszawie, zm. 7 stycznia 1949 w Warszawie) – harcerz, żołnierz Szarych Szeregów i AK oraz Delegatury Sił Zbrojnych, porucznik.

Młodość

Był synem Kazimierza Rodowicza, inżyniera i profesora Politechniki Warszawskiej, i Zofii z domu Bortnowskiej, siostry gen. Władysława Bortnowskiego. Uczęszczał do prywatnej Szkoły Powszechnej Towarzystwa Ziemi Mazowieckiej, gdzie został członkiem 21 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. gen. Ignacego Prądzyńskiego. W latach 1935–1939 uczył się w Państwowym Gimnazjum i Liceum im. Stefana Batorego, w którym wiosną 1939 zdał tzw. małą maturę. W tym czasie kontynuował działalność harcerską w szeregach 23 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. Bolesława Chrobrego, słynnej „Pomarańczarni”, w której poznał wielu późniejszych legendarnych członków Szarych Szeregów, m. in. Tadeusza Zawadzkiego,Aleksego Dawidowskiego i Jana Bytnara.

Okupacja niemiecka

Po klęsce wojsk polskich w kampanii wrześniowej, od października 1939 r. zaangażował się w działalność konspiracyjną zostając członkiem Szarych Szeregów. Brał udział w wielu akcjach małego sabotażu w ramach organizacji Wawer. Jednocześnie uczył się na tajnych kompletach gimnazjum Batorego. W 1941 r. uzyskał maturę. Podjął pracę w warsztacie elektrotechnicznym inż. Tadeusza Czarneckiego, a następnie w Zakładach Radiowych Philipsa. W 1941 roku, po ukończeniu kursu budowy maszyn i elektrotechniki, zaczął naukę w Państwowej Szkole Elektrotechnicznej II stopnia, którą ukończył w roku 1943. W tym czasie prowadził dalej działalność podziemną. Od lipca do grudnia 1942 r. uczestniczył w II turnusie Zastępczego Kursu Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty ZWZ-AK „Agricola”, po którym uzyskał stopień plutonowego podchorążego. Ukończył też kursy wyszkolenia bojowego i wielkiej dywersji. W listopadzie 1942 r. został zastępcą dowódcy 2. drużyny, Feliksa Pendelskiego ps. „Felek”, w Hufcu Centrum Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Brał udział w wielu akcjach bojowych:

  • 26 marca 1943 r. akcja o kryptonimie „Meksyk II” (akcja pod Arsenałem) – odbicie z rąk Gestapo Jana Bytnara ps. „Rudy” i uwolnienie wszystkich więźniów przewożonych wraz z nim z siedziby Gestapo w alei J. Ch. Szucha 25 na Pawiak; „Anoda” dowodził sekcją „Butelki”, a w czasie odwrotu uratował Aleksego Dawidowskiego, zaatakowanego przez cywilnego Niemca. Za udział w tej akcji otrzymał w maju 1943 r. Krzyż Walecznych.
  • w nocy z 20 na 21 maja 1943 r. akcja o kryptonimie „Celestynów” – opanowanie wagonu przewożącego 49 więźniów z obozu koncentracyjnego na Majdanku do obozu koncentracyjnego Auschwitz;
  • 27 maja 1943 r. o kryptonimie „Sól” – zajęcie magazynów fabryki chemicznej na Pradze w celu zdobycia chloranu potasu potrzebnego do produkcji materiałów wybuchowych; „Anoda” dowodził sekcją ubezpieczenia;
  • 20 sierpnia 1943 r. akcja o kryptonimie „Taśma” – „Anoda” był członkiem grupy „Atak I”, atakującej posterunek Grenzschutzu w Sieczychach.

W okresie czerwiec-lipiec 1943 r. Jan Rodowicz uczestniczył w przygotowaniach do akcji uwolnienia więźniów pod Jaktorowem. We wrześniu tego roku, po reorganizacji Grup Szturmowych i utworzeniu Batalionu „Zośka”, objął funkcję zastępcy dowódcy 3. plutonu, Konrada Okolskiego ps. „Kuba”, 1. kompanii „Felek”, którą dowodził Sławomir Bittner ps. „Maciek”. W listopadzie awansował do stopnia sierżanta podchorążego i został p. o. dowódcy plutonu „Ryszard” 2. kompanii „Rudy”. Ze swoim plutonem brał udział we wszystkich jego akcjach bojowych:

  • 10 września 1943 r. – przygotowanie akcji uwolnienia więźniów pod Milanówkiem,
  • w nocy z 23 na 24 września 1943 r. – wykolejenie i ostrzelanie wojskowego pociągu urlopowego pod Pogorzelą na linii kolejowej Warszawa – Dęblin,
  • 26 września 1943 r. – atak na posterunek żandarmerii niemieckiej, policji granatowej i „strefę” na szosie powsińskiej oraz koszary lotników (Akcja Wilanów),
  • w nocy z 5 na 6 czerwca 1944 r. – wysadzenie przepustu kolejowego pod Rogóżnem koło Przeworska na linii kolejowej Rzeszów-Przeworsk,
  • w nocy z 22 na 23 czerwca 1944 r. – ostrzelanie i obrzucenie granatami samochodów niemieckich na szosie Warszawa-Góra Kalwaria.

Jednocześnie od maja do lipca 1944 r. przebywał wraz ze swoim plutonem w lasach Puszczy Białej w rejonie Wyszkowa prowadząc intensywne szkolenie wojskowe. Pod koniec lipca powrócił do Warszawy.

Udział w powstaniu warszawskim

Podczas powstania walczył początkowo na Woli jako zastępca dowódcy 3. plutonu „Felek” 2. kompanii „Rudy” Batalionu „Zośka”, który wchodził w skład zgrupowania Kedywu KG AK ppłk Jana Mazurkiewicza ps. „Radosław”. 2 sierpnia wraz z drużynami 2. i 4. plutonu „Felek” uczestniczył w zajęciu budynku szkoły powszechnej przy ul. Spokojnej 13 w sąsiedztwie Cmentarza Powązkowskiego. Odznaczył się szczególnie 8 sierpnia w walkach o cmentarze, podczas przeciwnatarcia plutonu „Felek”, poprowadzonego z Cmentarza Ewangelickiego w kierunku ul. Młynarskiej i Sołtyka. Pluton w walce wręcz wyparł Niemców z cmentarza, zajmując część ul. Sołtyka i Młynarskiej oraz zdobywając przy tym znaczne ilości broni i zadając duże straty nieprzyjacielowi. 9 sierpnia został ciężko ranny w lewe płuco podczas natarcia na gmach szkoły przy ul. Spokojnej 13. Przewieziono go do Szpitala Jana Bożego przy ul. Bonifraterskiej 12 na Starym Mieście, a następnie do szpitala batalionowego przy ul. Miodowej 23 – Długiej 21. 11 sierpnia za odznaczenie się w walkach na terenie działań Grupy „Północ” otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari V klasy. W tym czasie awansował też do stopnia porucznika. 31 sierpnia podczas ewakuacji Starówki przeszedł kanałami z grupą rannych żołnierzy Batalionu „Zośka” do Śródmieścia-Północ. Do 8 września leczył się w szpitalu przy ul. Hożej 36, skąd dołączył do swojego oddziału walczącego na Górnym Czerniakowie. 15 września na ostatniej reducie obrony oddziałów „Brody 53” został ponownie ranny w lewe ramię i łopatkę z potrzaskaniem kości. Następnego dnia, w drodze do szpitala, znowu został trafiony odłamkami w lewą rękę. W nocy z 17 na 18 września ewakuowali go nieprzytomnego pontonem przez Wisłę na Pragę żołnierze 3. Pułku Piechoty z 1 Armii WP gen. Zygmunta Berlinga.

Okres powojenny

Po długim leczeniu w szpitalu w Otwocku, przyjechał na początku 1945 r. do rodziny w Milanówku. Tam nawiązał kontakt z dawnymi kolegami z Batalionu „Zośka”, którzy przeżyli powstanie warszawskie, m. in. z Henrykiem Kozłowskim ps. „Kmita”, byłego p. o. dowódcy 1. kompanii „Maciek”. Dzięki niemu został dowódcą oddziału dyspozycyjnego szefa Obszaru Centralnego Delegatury Sił Zbrojnych płk J. Mazurkiewicza. Prowadził akcje propagandowe skierowane przeciwko rządom komunistycznym, rozpoznawał urzędy bezpieczeństwa publicznego, więzienia, ochraniał odprawy dowództwa DSZ. W sierpniu 1945 r. po rozwiązaniu DSZ i swojego oddziału ukrył część broni. Przeniósł się do Warszawy, gdzie jego rodzina otrzymała mieszkanie.

Jan Rodowicz

Zajął się z byłymi żołnierzami Batalionu „Zośka” ekshumacją i pogrzebami na Cmentarzu Powązkowskim poległych towarzyszy broni, tworzył też kwatery powstańcze. 19 września wskutek apelu płk. J. Mazurkiewicza ujawnił się przed Komisją Likwidacyjną b. AK Okręgu Centralnego. Krótko pracował w kancelarii Komisji Likwidacyjnej. Wykorzystał ten czas do sporządzenia przy pomocy kolegów z Batalionu „Zośka” list ewidencji poległych i zaginionych żołnierzy Batalionu. Był też inicjatorem utworzenia „Archiwum Baonu Zośka”. Zachęcał i nakłaniał kolegów do poszukania i zabezpieczenia materiałów historycznych dotyczących oddziału oraz pisania wspomnień. Na jesieni 1945 r. podjął studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej, po czym w 1947 r. przeniósł się na 2. rok Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej.

24 grudnia 1948 r. został aresztowany przez funkcjonariuszy MBP, których zwierzchnikiem był ppłk Wiktor Herer, naczelnik Wydziału IV w Departamencie V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Podczas brutalnego śledztwa w siedzibie MBP przy ul. Koszykowej zmarł 7 stycznia 1949 r. Według prokuratury i UB przyczyną jego śmierci był skok samobójczy z okna IV piętra budynku. Być może został jednak z niego wyrzucony, lub został zamordowany w innych okolicznościach. 12 stycznia 1949 r. jego ciało zostało w tajemnicy przewiezione do zakładu pogrzebowego, a następnie anonimowo pogrzebane na Cmentarzu Powązkowskim. Rodzinę o jego śmierci powiadomiono dopiero 1 marca. 16 marca powiadomiona przez grabarza o miejscu pochówku rodzina przeprowadziła ekshumację i trumnę umieszczono w rodzinnym grobie na Starych Powązkach. Grób symboliczny znajduje się także w Kwaterze „na Łączce” Cmentarza Wojskowego w Warszawie.

Wspomnienia:

Stanisław Sieradzki „Świst”:

Na leśnym zgrupowaniu rano, jeszcze przed myciem i śniadaniem, gonił nas przez kolczaste krzaki, żebyśmy się hartowali. Pamiętam, jak strużki krwi mieszały się z rosą. Poza zajęciami praktycznymi […] dla tych, którzy nie mieli ukończonej podchorążówki były prowadzone na popasach wykłady teoretyczne z terenoznawstwa, organizacji armii, nauki o broni – prowadził je najczęściej sierż. pchor. „Anoda” […] oprócz wykładów wojskowych odbywały się też popisy w innym stylu; były to m.in. szopki Fijoła – wierszyki satyryczne, w których uczestnicy bazy byli przedstawiani według swoich cnót i wad.[…] utalentowanym improwizatorem był przede wszystkim sam „Anoda”. Jego zdolności aktorskie, sarkastyczny dowcip, umiejętność wyśmiewania się z ważnych i wielkich tego świata stanowiły nieprzebrany repertuar i źródło humoru.

Bogdan Deczkowski „Laudański”:

Uważano go za duszę towarzystwa . Trwające kilka dni deszcze nie popsuły nam humoru, mimo mokrych ubrań, kocy. Janek „Anoda” opowiadał dziesiątki dowcipów. Był znakomitym „pajęczarzem”. Jego własnej roboty mikroskopijne radio na baterie, chwytało fale: „Tu mówi Londyn…”. Ale poza tym był wzorem dla młodszych kolegów, doskonale wypełniał swoje obowiązki.

Andrzej Wolski:

Byliśmy właściwie gotowi do wymarszu. Przeglądaliśmy jeszcze broń, amunicję. Sprawdzaliśmy sznurowadła przy butach, zapięcia pasków przy spodniach, kontrolowaliśmy zawartość kieszeni. „Anoda” systematycznie układał po wszystkich kieszeniach niezliczone skarby: sznurki, zapasowe druty, rzemyki, latarkę, agrafki, chustki, opatrunek, ołówki, kartki i mnóstwo innych rzeczy. Zawsze coś się może przydać – mówił z charakterystycznym sobie skrzywieniem ust, które miało oznaczać uśmiech tego może najdowcipniejszego chłopca naszego oddziału. Jego dowcipy i niezwykłe pomysły często wyciskały nam łzy śmiechu. Teraz Janek też, mimo że jak zwykle przed każdą akcją nic nie jadł od rana, sypał dowcipami, porządkując swoje rzeczy.

Na zdjęciu kamień upamiętniający śmierć Jana Rodowicza przy budynku Ministerstwa Sprawiedliwości. Zdjęcie z profilu Batalionu Zośka.