Henryk Dobrzański „Hubal”
Henryk Feliks Józef Dobrzański, herbu Leliwa, urodził się 22 czerwca 1897 roku w Jaśle, jako syn „Pana Henryka stanu szlacheckiego Hubal-Dobrzańskiego, przedsiębiorcy prywatnego” i Marii hrabiny Lubienieckiej. Matka była córką Włodzimierza Lubienieckiego, powstańca z 1863 roku i wnuczką Hipolita Lubienieckiego oficera z powstania listopadowego. Ojciec był potomkiem pułkownika Dobrzańskiego, adiutanta króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. W 1903 roku Henryk rozpoczął naukę z zakresu czteroklasowej Szkoły Ludowej, którą kontynuował po przeprowadzce do Krakowa w siedmioklasowej Szkole Realnej. W czerwcu 1914 r. zdał egzamin dojrzałości i zapisał się na I semestr agronomii Studium Rolniczego Uniwersytetu Jagiellońskiego – studentem jednak nie dane mu było zostać, ponieważ 1 sierpnia wybuchła wojna światowa zwana dzisiaj pierwszą.
Wojna
1 grudnia 1914 r. siedemnastoletni Dobrzański, absolwent kursu w Polskich Drużynach Strzeleckich, stawia się w punkcie zbornym Legionów Polskich w Krakowie. Żeby dostać się do Legionów musiał się „postarzyć”, tak więc jako rok urodzenia podaje 1896. Rok później, w stopniu kaprala zostaje na własną prośbę przeniesiony do 2 Pułku Ułanów Legionów Polskich. Powód – chęć brania bezpośredniego udziału w działaniach frontowych. Na początku 1918 r. Dobrzański, jako wyróżniający się żołnierz, został skierowany do Szkoły Podchorążych w Mamajestii. Także tym razem nie dane mu było ukończyć nauczania, w wyniku niekorzystnych okoliczności (żołnierze frontowi pod dowództwem płk. Józefa Hallera przebili się przez front austriacko-rosyjski na terytorium Rosji, słuchacze szkół nie mieli takiej możliwości) niespełna miesiąc później został uwięziony w obozie internowanych w Saldabos na Węgrzech. Przeniesiony w ciężkim stanie do szpitala organizuje wraz z dwoma żołnierzami ucieczkę i po wielu perypetiach wraca w rodzinne strony.
Niepodległa
W listopadzie 1918 r. Dobrzański awansuje na plutonowego i zajmuje się w Krakowie szkoleniem młodych ułanów, którzy zgłaszają się do formowanego 2 Pułku Ułanów Wojska Polskiego. Pod koniec roku jest już chorążym i jako dowódca szwadronu „Odsieczy Lwowa”, w dywizji płk. Władysława Sikorskiego (późniejszego generała broni Wojska Polskiego, Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych i premiera Rządu na Uchodźstwie, zamordowanego w Gibraltarze w 1943 r.) walczy o Lwów oblegany przez Rusinów. Za walki w Małopolsce Wschodniej Dobrzański zostaje trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. W kwietniu 1920 roku podporucznik Dobrzański wraz ze swoim plutonem zostaje skierowany do walki z bolszewikami i bierze udział we wszystkich walkach ofensywy kijowskiej. Podczas kontrofensywy 1 Armii Konnej Siemiona Budionnego wykazuje się męstwem, brawurą, fantazją, oraz przede wszystkim zdolnościami dowódczymi i za akcję pod Borowem zostaje odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Po raz czwarty otrzymuje Krzyż Walecznych, a w sierpniu 1920 r. zostaje awansowany do stopnia porucznika i obejmuje funkcję adiutanta dowódcy pułku. Dowódca pułku major Rudolf Rupp wystawia Dobrzańskiemu następującą opinię:
„Bardzo dobry oficer. Bardzo energiczny i pracowity, sumienny, inteligentny, wymagający jeszcze dobrego, silnego i taktownego prowadzenia. Dobry kawalerzysta, zapowiadający się być świetnym oficerem i dowódcą przy pewnym jeszcze wyrobieniu taktu. Bardzo ambitny i bardzo dzielny, bardzo skrupulatnie spełniający swe obowiązki. Charakter o doskonałych zarysach. Ogromnie troskliwy o swoich podwładnych i przełożonych, zdolny poświęcić życie dla swojego przełożonego, w bojach dał dowody. Bardzo dobrze nadaje się na dowódcę szwadronu, także do Szkoły Sztabu Generalnego”.
Do tego zna język niemiecki i francuski, w domu otrzymał staranne wychowanie, posiada imponującą przeszłość wojenną i…. ma dopiero 23 lata!
Nieznośny czas pokoju
Po wojnie Dobrzański zostaje zweryfikowany do stopnia rotmistrza (kapitana) i rozpoczyna służbę w warunkach pokoju. Ponieważ życie bez wojny było dla niego zupełnie nowym, ciężko akceptowalnym doświadczeniem, musiał znaleźć sobie nowe źródło adrenaliny. Od najmłodszych lat fascynowała go jazda konna (w wieku ośmiu lat zmusił konia do skoku przez pasącą się na pastwisku krowę i przypłacił to wstrząsem mózgu) i tej pasji Dobrzański beznamiętnie się oddaje. W połowie lat 20. XX wieku Polska wyrasta na potęgę wojskowego jeździectwa, ekipę tworzą: rotmistrz Królikiewicz, podpułkownik Rómmel, porucznik Szosland, oraz nasz bohater. W 1925 r. na zawodach „O Puchar Narodów” w Nicei Polacy odnoszą ogromny sukces: wygrywają wszystkie puchary i pierwsze nagrody w najmocniejszych konkurencjach, drużynowo zdobywają Puchar Narodów pokonując dwudziestu oficerów z Belgii, Francji, Portugalii i Czechosłowacji. Henryk Dobrzański zdobywa pierwszą nagrodę w konkursie myśliwskim „Monaco”, sześć nagród w innych konkurencjach, a w punktacji indywidualnej zajmuje drugie miejsce – za Rómmlem, przed Królikiewiczem i Szoslandem. W tym samym roku w Londynie Polacy zajmują drużynowo drugie miejsce za Włochami – w zawodach udział brało 7 reprezentacji narodowych, 104 jeźdźców, 368 koni. Dobrzański otrzymuje od księcia Walii złotą papierośnicę z wygrawerowanym napisem:
The best individual score of all officers of all nations – Najlepszy indywidualny wynik wśród oficerów wszystkich narodów.
Jest to nagroda za dwa bezbłędne przejazdy, które wykonał na koniu „Fagas”. Lata 1925 i 1926 to w sportowej karierze Dobrzańskiego start w 54 zagranicznych konkursach i zdobycie 21 różnych nagród. W roku 1927 zostaje awansowany (prawdopodobnie w uznaniu za sukcesy sportowe) do stopnia majora i jak się okazało był to jego ostatni awans, przynajmniej za życia. Co prawda w karierze sportowej odnosi jeszcze sukcesy w kraju, a w 1928 r. wchodzi w skład polskiej reprezentacji olimpijskiej do Amsterdamu, jednakże jego gwiazda zaczyna blednąć. Rozpoczyna się okres nudnej służby wojskowej na mało znaczących stanowiskach, do tego Dobrzański staje się człowiekiem niewygodnym – zdolny żołnierz, lecz na czasy pokojowe do wojska nie nadający się. Ciągłe zatargi z przełożonymi, piętnowanie karierowiczostwa, sitwy i protekcji występujących w wojsku nie wychodziło na dobre prawemu, aczkolwiek zapalczywemu oficerowi – następne lata to spychanie dumnego kawalerzysty na boczny tor. W 1938 r. życzliwi majorowi ludzie stworzyli mu możliwość awansu (ostatni awans 11 lat wcześniej) oddając pod jego komendę pułk kawalerii podczas wielkich manewrów na Wołyniu – Dobrzański miał tylko wykazać się umiejętnościami dowódczymi. Jednakże major nie potrafił się bawić – kiedy wojska ułożyły się do snu poderwał swój pułk, pognał przez rzekę i zaszedł „nieprzyjaciela” od niespodziewanej strony biorąc cały sztab do niewoli. Przegiął do bólu – o awansie mógł zapomnieć. Kręgosłup moralny Dobrzańskiego doskonale obrazuje sytuacja, która miała miejsce podczas zawodów hippicznych w Warszawie w 1939 r. Prezydentowa Mościcka, daleka kuzynka majora, zaprosiła go do loży honorowej, na co ten zaproszenie zignorował mówiąc:
„Nie chodziłem do niej, gdy była porucznikową, tym bardziej nie pójdę, gdy została prezydentową”.
Znowu się narażał, ponieważ jego słowa dotyczyły bulwersującego opinię publiczną faktu rozwiedzenia przez prezydenta Mościckiego pewnego porucznika w celu poślubienia jego młodej małżonki. Dobrzański nie potrafił trzymać języka za zębami i nazywał rzeczy po imieniu – było to powodem wielu konfliktów i skandali które wywoływał. Na przełomie maja i czerwca 1939 r. zostaje przeniesiony w stan nieczynny i po raz pierwszy od 25 lat będzie musiał zmierzyć się z cywilnym życiem. Sytuacja ta nie wróży dobrze odwiecznemu żołnierzowi, do tego dochodzą: upokorzona duma, rozgoryczenie i brak perspektyw na cywilną przyszłość. Na szczęście trzy miesiące później wybuchła wojna.
Munduru nie zdejmę, broni nie złożę!
Wybuch wojny paradoksalnie uratował Dobrzańskiego przed całkowitym upadkiem. Wojna okazała się dla niego zbawczą dawką tlenu zaaplikowaną choremu w ostatniej chwili. Na krótko przed wybuchem wojny otrzymuje przydział jako zastępca dowódcy 110. Rezerwowego Pułku Ułanów. Teraz będą rzeczy, których nie zobaczycie w filmie, o którym później. W wyniku postępu wojsk niemieckich i ataku ich czerwonych sojuszników spod znaku sierpa i młota, 110. RPU mimo tego, że był jednostką drugiej linii szybko trafił do walki. Z Wołkowyska pułk ruszył na Wilno, jednak po otrzymaniu fałszywej informacji o kapitulacji tego miasta kierunek został zmieniony na Grodno. Pułk stacza kilkanaście potyczek z niemieckim Wehrmachtem, a na drodze do Grodna tłumi komunistyczno-żydowską dywersję, która rozpleniła się po podstępnym ataku Sowietów na walczącą z Niemcami Polskę – następnie bierze udział w obronie Grodna przed sowieckimi wojskami. Po kapitulacji Grodna 110. Pułk Ułanów jako jedyny odmówił podporządkowania się rozkazowi przejścia na Litwę. Teraz zaczyna się film, od sceny kiedy ocalały z pogromu ułan rotmistrza Wiktora Moczulskiego melduje o całkowitym zniszczeniu 3 szwadronu. W filmie nie mówi się o tym, że 3 szwadron poległ w walce z sowiecką grupą z 20 Brygady Zmotoryzowanej – mamy się domyślać, że chodzi o Niemców. Po unicestwieniu przez Sowietów szwadronu rotmistrza Moczulskiego dowódca Pułku, podpułkownik Dąbrowski (zagończyk, pierwszy „Łupaszka”, poczytajcie), podejmuje decyzję o rozwiązaniu oddziału. Major Henryk Dobrzański przejmuje samorzutnie dowodzenie i rusza na odsiecz Warszawie. Kapitulacja Warszawy zmienia priorytety – ewakuacja przez Węgry lub Rumunię do Francji, pozostanie w kraju i kontynuacja walki albo rozwiązanie oddziału. Postanowił kontynuować walkę.
My partyzanci majora Hubali…
Major postanowił pozostać w kraju i przetrzymać do oczekiwanej na wiosnę ofensywy aliantów. Na początku października przyjmuje pseudonim „Hubal” i zaczyna organizować ośrodki bojowe, które miały dać w przyszłości przeszkolonego i gotowego do walki żołnierza. Tworzy schemat organizacji Okręgu Bojowego Kielce, oraz zręby Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego – stan osobowy oddziału zwiększa się z kilkunastu do nawet 320 osób w lutym 1940r. Komenda Główna Związku Walki Zbrojnej (ZWZ był przed AK) trzykrotnie nakazywała „Hubalowi” rozwiązanie oddziału i przejście do konspiracji strasząc go postawieniem przed sądem, na co Dobrzański odpowiedział:
”Rozkazy takowe mam w dupie i na przyszłość przyjmować nie będę”.
Major traktował działalność swojego oddziału jako kontynuację wrześniowej walki Wojska Polskiego – w dniu kapitulacji Warszawy powiedział przecież, że munduru nie zdejmie i broni nie złoży. Oddział Dobrzańskiego stoczył wiele zwycięskich potyczek i bitew z Niemcami. Po porażkach „rycerski” Wehrmacht stosował akcje odwetowe polegające na paleniu wsi i mordowaniu Polaków, co było powodem frustracji majora i zastanawiania się nad sensownością dalszych działań. 74 lata temu [2014], 30 kwietnia 1940 roku, o godz. 5.30 rano, na skutek zdrady, oddział majora „Hubala” został zaskoczony w leśnym zagajniku koło wsi Anielin. Dobrzański ginie z bronią w ręku trafiony kulą w serce. Niemcy masakrują jego zwłoki, robią sobie pamiątkowe zdjęcia i wywożą na chwilę wcześniej posprzątanej z gnoju chłopskiej furmance. Co zrobiono z ciałem i gdzie je pochowano nie wiadomo do dnia dzisiejszego. Tak bardzo Niemcy bali się legendy o Szalonym Majorze (Der Tolle Major).
Co do działalności oddziału majora Hubala odsyłam do filmu „Hubal” w reżyserii Bohdana Poręby, trzeba kliknąć ten zielony odnośnik – https://www.youtube.com/watch?v=g5Enua4F8tY. Film dosyć rzetelnie przedstawia ostatnie miesiące życia i walki Henryka Dobrzańskiego i jego oddziału.
Jedwabne zakończenie
Bohdan Poręba, reżyser „Hubala” pracował nad scenariuszem do filmu, który miał w fabularyzowany sposób pokazać prawdę (czyli nie widzimisię Grossa i jemu podobnych polonofobów) o Jedwabnem. Fragment wywiadu Aldony Zaorskiej z reżyserem z pierwszego numeru tygodnika „Polska Niepodległa” (2013):
„Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że chociaż co prawda nie było to w samym Jedwabnem, lecz w pobliskiej miejscowości, ale będzie scena z bramą tryumfalną, którą Żydzi wybudowali na cześć wkraczających Sowietów. Takie bramy powstawały nie tylko dla wkraczających bolszewików, ale i Niemców, jak np. w Łodzi, gdzie niemieckich okupantów witała uroczyście gmina żydowska na czele z rabinem ubranym w uroczyste szaty. W moim filmie będzie scena, zgodna zresztą z prawdą, w której Żydzi pod taką bramą czekają na Sowietów, pojawia się obłok kurzu, więc wiwatują i nagle okazuje się, że ten obłok to oddział polskich ułanów, którzy wpadają do miasta, przewracają te „dekoracje”, płazują witających. Istotne, że tym oddziałem był oddział Hubala. Będę miał w ten sposób nawiązanie do tamtego mojego filmu”.
Nawiązania, a zarazem fabularyzowanej prawdy o Jedwabnem, nie będzie – Bohdan Poręba zmarł 25 stycznia tego roku [2014]. Proponuję trochę o tym reżyserze poczytać-ciekawa postać.
Dzięki filmowi „Hubal”, historia losów Henryka Dobrzańskiego z lat 1939/40 jest w Polsce znana. W powyższym tekście skupiłem się na tym co było wcześniej i jakie były przyczyny i okoliczności tego, że ktoś taki jak Hubal się pojawił. Interesował mnie człowiek, którego całym życiem była walka, bezkompromisowość, czasem nieposłuszeństwo względem przełożonych i fanatyczna miłość do Ojczyzny.
Politycznie Niepoprawny B
Fot. majorhubal.pl, niemczyk.pl, Rychu B-D
Powyższy tekst został napisany w kwietniu 2013 roku, w 73. rocznicę ostatniej walki majora Hubala, po lekturze książki Mirosława Dereckiego „Tropem majora Hubala”. Zmodyfikowany tekst został pierwotnie opublikowany na 74. rocznicę, w roku 2014. Po badaniach Henryka Pająka należy zweryfikować okoliczności śmierci „Hubala”. Poniżej przedstawiam fragment z II tomu książki Henryka Pająka: „Naród wyklęty przez męty – Przed potopem” wydanej przez wydawnictwo Retro w 2016 roku, str. 174:
„Szalony Major” poległ 30 kwietnia 1940 roku w Lasach Spalskich nad Pilicą. Do obławy Niemcy użyli dwóch pułków piechoty. Nie jest prawdą, że major „Hubal” zginął na miejscu. Miał przestrzelone nogi. Zdążył przed śmiercią zastrzelić majora Wehrmachtu. Zginął zakłuty bagnetem – w typowy sposób potraktowany przez bandytów z Wehrmachtu. Został zakopany (nie „pochowany”) w nieznanym dotąd miejscu. Jest kłamstwem, że słynny generał J. Blaskowitz oddał mu honory wojskowe. Nie było gałęzi jedliny rzekomo włożonej do nieistniejącej trumny przez tropiący go oddział 372 dywizji piechoty – jak pisał na emigracji mason Melchior Wańkowicz.
Na poniższym zdjęciu, kibice Śląska Wrocław w miejscu ostatniej walki Henryka Dobrzańskiego – las nieopodal Anielina, Szaniec Majora „Hubala”.