Żołnierze Wyklęci! Rzeczpospolita pamięta!

Żołnierze Wyklęci! Rzeczpospolita o Was pamięta!

List Gratulacyjny dla „Żołnierza Wyklętego”!

23 kwietnia 2016 roku o godz. 12,00 do wsi Łąkociny koło Ostrowa Wielkopolskiego dotarli przedstawiciele Ministerstwa Obrony Narodowej, do żyjącego tam bohaterskiego „Wyklętego”.

To ppor. Mieczysław Zimniak ps. „Szofer”, urodzony w 1923 roku, ostatni żyjący żołnierz oddziału por. Jana Kempińskiego „Błyska”, walczącego na terenach wschodniej Wielkopolski.

IMG_7333 IMG_7334

Wydarzenie to zgromadziło spore grono osób starszych i młodzieży, m. in. rodzinę „Szofera”, przedstawicieli Księgarni Niezależnej w Ostrowie Wlkp., kibiców z FC Ostrów i rekonstruktorów z Grupy Rekonstrukcji Historycznej „BŁYSK”, którzy oklaskami i słowami uznania dali wyraz szacunku, że wreszcie pamięta się o tych weteranach.

Minister Obrony Narodowej Antonii Macierewicz honoruje każdego żyjącego Żołnierza Wyklętego specjalnym listem gratulacyjnym, w którym w imieniu Rzeczypospolitej dziękuje za oddanie sprawie narodowej. W imieniu Szefa MON wręczają go delegowani oficerowie Wojska Polskiego.

IMG_7354 IMG_7347

W poszukiwania najbardziej zapomnianych bohaterów we współpracy z MON i Kancelarią Prezydenta RP było włączonych wiele środowisk i osób na czele z Wojciechem Boberskim z Warszawy i doktorem Dariuszem Kucharskim z Poznania. Dzięki wielkiemu zaangażowaniu społecznemu udało się odszukać pośród nas Żołnierzy Wyklętych. Obecnie żyje Ich w Polsce około 300 osób, a na Kresach blisko 80.

Zgodnie z rozkazem Szefa MON każdy z nich otrzyma list honorowy – podziękowanie za oddanie i wierność Polsce.

Cześć i Chwała Bohaterom!

oprac. Księgarnia Niezależna w Ostrowie Wlkp., GRH „BŁYSK”, FC Ostrów.

Wyrzućmy morderców!

Wyrzućmy tych, który mordowali Polaków z cmentarza na Powązkach!

To jest polska nekropolia narodowa!

Pogrzeb Majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” będzie wydarzeniem wyjątkowym. Wyjątkową manifestacją dla nas – Patriotów! Będzie też ciosem w tych, którzy wierzą w czterech pancernych, psa i kapitana Klossa.

Na temat wagi tego wydarzenia wywiadu dla wpolityce.pl udzielił Leszek Żebrowski. Poniżej wybrane fragmenty, do całości zapraszamy na wpolityce.pl

„Gdyby takich dowódców było więcej, to powstanie antykomunistyczne trwałoby dłużej i zlikwidowano by więcej czerwonych bandziorów!”

Leszek Żebrowski: To jest niewątpliwie satysfakcja i wszyscy na to czekaliśmy. Ale to tylko satysfakcja częściowa. Ona będzie pełna, gdy z Cmentarza Powązkowskiego wyrzucimy tych, którzy Polaków mordowali, którzy mają na rękach krew!

— mówi Leszek Żebrowski w rozmowie z wpolityce.pl przed pogrzebem Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.

wpolityce.pl: 24 kwietnia odbędzie się uroczysty pogrzeb major Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Dlaczego ten dzień jest tak ważny?

Leszek Żebrowski, historyk, publicysta: Ten dzień jest symboliczny i nie jest to tylko kwestia pogrzebu majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Tak naprawdę dotyczy to całej tamtej formacji. Odszukując tamtych bohaterów, identyfikując ich, udowadniając, że są to ich szczątki rzeczywiście, mamy świadomość, że jest to bardzo niewielka skala. Komuniści po wojnie zamordowali nawet sto kilkadziesiąt tysięcy ludzi. A nawet tego nie jesteśmy pewni, możemy podawać tylko przybliżone liczby. Dlatego, jeżeli znajdujemy na Powązkach szczątki doczesne, kilka-kilkadziesiąt tamtych ofiar, z czego mała część jest identyfikowana , to mamy świadomość, że reszty możemy nie znaleźć lub nie zidentyfikować. Każdy taki przypadek, osoby tak zasłużonej, tak nieprzeciętnej jak „Łupaszko” jest dla nas szczególnie ważny.

Na czym polegała wyjątkowość „Łupaszki”?

Wyróżniał się wieloma przymiotami. Nie tylko odwagą, nie tylko skalą dowódczą. Był to człowiek, który przewodził oddziałowi partyzanckiemu w skrajnych warunkach i to w kilku miejscach. To Wileńszczyzna, to Białostocczyzna, to Pomorze. Czyli tereny bardzo trudne. Często dawał radę bez żadnego oparcia. Gdyby takich dowódców było więcej, to powstanie antykomunistyczne trwałoby dłużej i zlikwidowano by więcej czerwonych bandziorów. Dlatego „Łupaszko” jest symbolem.

Czy to prawda, że żołnierze majora „Łupaszki” nie przegrali żadnej bitwy?

To prawda. „Łupaszka” był bardzo rozważny. Dobry dowódca to nie taki, który prowadzi swoich żołnierzy w bój na czele szarży. Było bardzo wielu dowódców, którzy zupełnie niepotrzebnie byli „bohaterscy” i tracili życie i ludzi. Bohaterstwo jest wtedy, gdy człowiek kalkuluje, wie jakimi siłami atakować, wie jak zabezpieczyć swoich ludzi, by ograniczyć straty. I takimi kategoriami myślał major Szendzielarz. W partyzantce dowódca zostaje sam i to on decyduje o życiu i śmierci swoich podwładnych. Jeżeli popełni błędy, będzie źle dowodził, to traci ludzi, traci oddział i nie będzie miał żadnych osiągnięć. I właśnie „Łupaszko” był urodzonym dowódcą. Niewielu takich było, ale dzięki temu, że byli, są dzisiaj tak przez nas doceniani. Gdyby powstała taka Rzeczpospolita o jakiej marzyli „Wyklęci”, to Zygmunt Szendzielarz osiągnąłby wysokie stanowisko dowódcze.

Czuje Pan satysfakcję, że po latach wreszcie major „Łupaszko” spocznie na Powązkach?

To jest niewątpliwie satysfakcja i wszyscy na to czekaliśmy. Ale to tylko satysfakcja częściowa. Ona będzie pełna, gdy z Cmentarza Powązkowskiego wyrzucimy tych, którzy Polaków mordowali, którzy mają na rękach krew. Pochowanie tam naszych bohaterów jest jak najbardziej słuszne. Ale musi być zrobiony kolejny krok. Trzeba zrobić wszystko, by ich przeciwnicy, wrogowie, którzy odpowiadali za masowe zbrodnie, zostali stamtąd wyrzuceni. Niech rodziny ich sobie zabierają i robią co chcą. To jest polska nekropolia narodowa.

Rozmawiał Tomasz Karpowicz

Żegnając majora „Łupaszkę”

Z Wojciechem Łuczakiem, prezesem Fundacji Niezłomni ze Szczecina, współorganizatorem pogrzebu państwowego mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, rozmawia Rafał Stefaniuk.

W niedzielę, 24 kwietnia 2016 r., odbędzie się pogrzeb państwowy mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Jak ważny jest to dzień dla współczesnej Polski?

Wojciech Łuczak – Myślę, że jest to jeden z ważniejszych dni. Właśnie wtedy zostanie pożegnany bohater będący jednocześnie jednym z największych symboli walki z komunizmem, z okupacją sowiecką po 1945 r. Po 65 latach od jego śmierci będziemy mogli jako Naród dać symboliczny wyraz temu, jak ważna dla nas była to postać, jak istotna była walka z komunizmem i jak bardzo nasz Naród został doświadczony. W ten sposób przywracamy należny honor mjr. „Łupaszce”, ale także nam wszystkim – Polakom.

Rozmowa Wojciecha Łuczaka w TV Republika:

Pogrzeb będzie miał charakter wojskowy, a w jego organizację zaangażowały się Kancelaria Prezydenta i Ministerstwo Obrony Narodowej. To budujące, że przedstawiciele władzy zaczynają troszczyć się o bohaterów?

Wojciech Łuczak – Tak, to bardzo budujące, a przy tym oczywiste. Cieszy to, że Kancelaria Prezydenta i Ministerstwo Obrony Narodowej angażują się w to wielkie wydarzenie. Prezydent, premier, szef MON to osoby najważniejsze w państwie. Nie mogło ich zabraknąć w chwili, gdy Naród uczestniczy w jednym z najważniejszych wydarzeń ostatnich lat. W Łodzi i Warszawie będzie wystawiona trumna ze szczątkami majora, każdy będzie mógł osobiście go pożegnać.

Co takiego jest w naszym Narodzie, że oddawanie czci bohaterom przeszłości jest tak oczywiste jak oddychanie?

Wojciech Łuczak – Myślę, że to duma narodowa. Jesteśmy Narodem, który jest świadomy wartości swojej historii. Ale to odczucie nie jest bezpodstawne, bo mamy ku temu powody. To nasze umiłowanie nadrzędnych wartości sprawia, że czcimy naszych bohaterów.

Po Mszy pogrzebowej ulicą Powązkowską przejdzie kondukt żałobny na Powązki Wojskowe. Jak będzie wyglądał?

Wojciech Łuczak – Staraliśmy się, żeby ten kondukt przyjął jak najbardziej uroczysty charakter. Będzie prowadzony przez 4. Pułk Ułanów Zaniemeńskich, a więc kilkadziesiąt koni. Będzie także ciągnięta przez sześć koni przedwojenna laweta podobna do tej, na której spoczywała trumna z Marszałkiem Piłsudskim. Udział w kondukcie wezmą przedstawiciele najwyższych władz państwowych, organizacji społecznych, grup rekonstrukcyjnych, a przede wszystkim Polacy. Mam nadzieję, że będzie to kondukt, który stanie się manifestacją patriotyczną i oddaniem hołdu temu wielkiemu Polakowi.

To będzie największa manifestacja patriotyczna ostatnich lat?

Wojciech Łuczak – W kwestii liczebności raczej nie uda się zbliżyć do Marszu Niepodległości. Ale będzie to z pewnością najbardziej wartościowa i szczególna manifestacja. Bo powód jest – pogrzeb szczególnego bohatera. Dziękuję za rozmowę.

Artykuł opublikowany na stronie: Nasz Dziennik

Jan Podhorski – NASZ Generał!

Cześć i Chwała Bohaterom!

Posłuchajcie wypowiedzi Generała Brygady Jana Podhorskiego! Sejm 25 luty 2016. Posłuchajcie uważnie!

Generał!

Płk. Jan Podhorski „Zygzak”, żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych, powstaniec warszawski, został mianowany generałem brygady.

30 grudnia odpowiednie dokumenty w tej sprawie podpisał minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Później trafiły one do prezydenta.

Jan Podhorski – pseudonim Zygzak – ma dziś 95 lat.

„Gdy usłyszał informację o awansie – po prostu zaniemówił” – mówi Andrzej Churski prezes wielkopolskiego Okręgu Związku Żołnierzy NSZ – to właśnie związek wnioskował o awans na generała brygady – podaje Radio Merkury.

Portal wolnypoznan24.pl tak opisuje generała Podhorskiego:

Mimo sędziwego wieku Pułkownika Podhorskiego można spotkać na wszystkich uroczystościach patriotycznych w naszym mieście. Co ciekawe, jest wielkim autorytetem dla młodzieży, zarówno członków grup rekonstrukcyjnych, jak i kibiców piłkarskich. To oni witają go na stojąco przy okazji patriotycznych rocznic, czy dyskusji na tematy związane z naszą historią. Klaszczą i skandują „Chwała bohaterom”. Dzięki temu, że nagrywają te spotkania i umieszczają je w internecie, pułkownik stał się osobą znaną tym, którzy interesują się historią. On swoje losy opisał i wydał drukiem dopiero trzy lata temu. Można nimi obdzielić kilkunastu ludzi.

Jan Podhorski przed wojną mieszkał w Rakoniewicach koło Wolsztyna. Walczył w Powstaniu Warszawskim – w oddziale zwanym Pułkiem Sikory. Później był żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych. Po wojnie – prześladowany przez Urząd Bezpieczeństwa – trafił do więzienia. Dziś Jan Podhorski jest aktywnym działaczem poznańskiego środowiska kombatantów.

Poniżej biogram generała Podhorskiego – za wolnypoznan24.pl:

Jan Podhorski urodził się 21 czerwca 1921 r. w Budzyniu w powiecie chodzieskim. Był synem Maksymiliana, który w czasie I wojny światowej, tak jak wielu wielkopolan w tym czasie, walczył w armii niemieckiej. Ojciec, ciężko ranny na froncie niemiecko-francuskim, w 1918 r. walczył w powstaniu wielkopolskim, otrzymując za męstwo Krzyż Walecznych. W odrodzonej Polsce został komendantem Policji Państwowej w Budzyniu. W maju 1926 r. bronił wraz z wielkopolskimi oddziałami policji legalnego rządu prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, czego następstwem była dymisja z urzędu i emerytura na przełomie 1926/27. Matką Pana Jana była Magdalena, pochodziła z zasobnej rodziny rolników. To ona wpoiła mu systematyczność, porządek i dokładne wykonywanie poleceń. W 1927 r. rodzina przeprowadziła się do Rakoniewic w powiecie wolsztyńskim. Tam tez Jan rozpoczął naukę w szkole podstawowej. Tam też rozpoczęły się jego kontakty z organizacjami młodzieżowymi. W 1933 r. wstąpił do ZHP – Drużyny Harcerskiej im. T. Kościuszki. Do 1939 r. zdobył 33 sprawności i funkcję przybocznego w 30 osobowej drużynie. Naukę gimnazjalną i licealną kontynuował w Wolsztynie. Tam tez dał się poznać jako działacz społeczny należąc do sześciu z ośmiu organizacji szkolnych – Ligi Morskiej i Kolonialnej, Ligi Obrony Powietrznej, Szkolnej Kasy Oszczędnościowej, Towarzystwa Tomasza Zana (która m.in. zbierała informacje o miejscowych Niemcach), ZHP oraz Sejmiku szkolnego. W połowie sierpnia 1939 r. zgłosił się jako ochotnik do placówki Obrony Narodowej, będąc już wówczas przeszkolonym wojskowo w ramach zajęć z przysposobienia wojskowego.

Na ziemi wielkopolskiej

Kampanie 1939 r. rozpoczął 1 września w plutonie Obrony Narodowej . Uczestniczył m.in. w akcji internowania Niemców w Rakoniewicach. 12 września w walkach pod Sompolnem brał udział w walce na bagnety. W pięć dni później wraz z otoczona pod Sannikami jednostką dostał się do niewoli. Okres jeniecki trwał kilka miesięcy, zakończył się w Poznaniu, na Cytadeli, gdzie dzięki fortelowi powrócił do domu. Do Rakoniewic wkrótce przyjechało po niego gestapo, a jak się okazało najważniejszym powodem aresztowania był jego udział w internowaniu Niemców na początku wojny. Podczas przesłuchania w Wolsztynie odbito mu nerki, bito„bykowcem” – pejczem wypełnionym stalowymi kulkami. Ale gdy wychodził po przesłuchaniu, zmaltretowany i półprzytomny, zamiast skręcić do celi , poszedł w drugą stronę i ku swojemu zdumieniu niezatrzymywany przez nikogo wyszedł na zewnątrz. Po krótkiej rekonwalescencji uciekł na rowerze do Koźmina. W styczniu 1940 r. wraz z innym harcerzami założył tam organizacje „Orły”. Pod pseudonimem „Marciniak”, był w grupie redagującej i drukującej gazetkę „Orły” i działającej w małym sabotażu.

NSZ-towiec i powstaniec warszawski

Po dwóch latach działalności w kwietniu 1942 r. przedostał się do Generalnej Guberni. Tam złożył przysięgę w Organizacji Wojskowej Związek Jaszczurczy. Po scaleniu organizacji jako żołnierz już Narodowych Sił Zbrojnych trafia do Grójca. Tam kontynuuje przerwaną naukę w tajnym Liceum Ogólnokształcącym. Angażuje się w działalność wywiadowczo-sabotażową na kolei jako NSZ, wspiera miejscową placówkę AK w akcjach przeciwko bimbrownikom, bierze udział w odbiorze zrzutów alianckich.

W odwecie za zabójstwo niemieckiego żandarma, zostaje aresztowany i w trybie doraźnym skazany na śmierć. Doskonale podrobione dokumenty ratują mu wówczas życie. Kiedy w 2013 r. Pan Jan przyjeżdża po 70 latach od zdania konspiracyjnej matury do Grójca, próbuje odnaleźć owo feralne miejsce pod drzewem, gdzie całe życie przemknęło mu przed oczyma na krótka chwilę. Bez powodzenia, „przeżyłem to drzewo” – kwituje z uśmiechem nieudane poszukiwania. Po maturze „Zygzak” bo nosił taki konspiracyjny pseudonim rozpoczyna naukę w szkole podchorążych NSZ, specjalność – dywersja. W myśl założeń Komendy Głównej NSZ, żołnierze tej formacji mieli walczyć o piastowskie ziemie zachodnie. Po ukończeniu szkoły wojskowej wraz z wieloma mu podobnymi miał być przerzucony w Bory Tucholskie. Ostatnie egzaminy przypadło mu zdawać na przełomie lipca i sierpnia 1944 r. w Warszawie. Ale już nie zdążył.

Po wybuchu powstania warszawskiego trafił na punkt kontaktowy w Domu Technika przy ul. Czackiego 3/5. Zostaje częścią pułkuNSZ im. Gen. Władysława Sikorskiego. „Prawie wszyscy zgłaszający się byli bez broni – wspomina pan Jan – bowiem magazyny broni oddziałów NSZ znajdowały się w większości na terenach nieobjętych powstaniem, czyli zajętych przez Niemców”. Po ataku na Pocztę Główną jednostka otrzymuje sporo broni, mundury, płaszcze, hełmy i buty. „Zygzak” bierze udział w walkach. Dowódca pułku mjr Lucja Trzebiński „Dowoyna” tworzy grupę szturmową z podległych mu żołnierzy. Dowódca oddziału zostaje plut. pchor. „Zygzak”.

Bierze udział w walkach i zdobyciu Komendy Policji. Na początku września 1944 r. dowódca pułku nakazuje jednostce „Zygzaka” przebicie się i wyjście z Warszawy. Nie było to jednak możliwe. „Zaproponowałem zgłoszenie się do najbliżej położonego zgrupowania liniowego – wspominał Podhorski. Z ul. Kruczej przez Plac Trzech Krzyży dotarliśmy do Al. Ujazdowskich i za sklepami Meindla, przechodnimi podwórzami, dotarliśmy do kwater batalionu „Miłosz” przy ul. Wiejskiej 11. (…) Włączono nas do drugiej kompanii o kryptonimie „Ziuk” dowodzonej przez por. Józef Roman. Działania liniowe i pomocnicze wykonywano w dwóch zespołach traktowanych teoretycznie jako dwie drużyny. Dowodzili nimi przemiennie ppor. „Mirski” (Henryk Czapczyk – późniejszy kapitan piłkarskiego Lecha Poznań – przyp.RS ) i ja. Walczy w okolicach ul. Wiejskiej. Gdy powstanie upadło podpisano akt o zakończeniu walk, jego podstawie utworzono kompanie osłonowe, pełniące funkcje żandarmerii, który miał działać do wyjścia ostatniego mieszkańca z Warszawy. Zbierano ochotników do batalionu, pluton „Zygzaka” zgłosił się w komplecie. „Mieliśmy dobre wyposażenie,(…) Nasz pluton znalazł się w kompanii A u porucznika A. Ładkowskiego ps. „Kulawy”, pełniliśmy funkcję patrolową. Jako jednostce w pełni jednolitej, a domyślano się, że jest to grupa NSZ, powierzono zadanie rejestru i opisu zniszczeń, stąd miałem dokładny opis Śródmieścia i zdjęcia zniszczonej stolicy. Śródmieście w trakcie walk powstańczych nie było tak zniszczone, jak w czasie tygodnia po powstaniu, kiedy saperzy z „Brennkomando”, wyposażeni w miotacze ognia, rabowali i podpalali domy. – wspominał „Zygzak”. Po 70 dniach walk jego oddział trafił do stalagu IVB w Muehlbergu nad Łabą koło Drezna. 23 kwietnia 1945 r. obóz wyzwoliły wojska sowieckie. Z pośród kolegów tylko on zdecydował się na powrót do Polski, jego przyjaciele zostali za żelazną kurtyną.

Wyklęty

Po powrocie do Polski i rekonwalescencji postanowił kontynuować naukę. Początkowo wybrał medycynę na Uniwersytecie Poznańskim i co trzeba podkreślić na 2000 zgłaszających się przyjęto wówczas tylko ok. 400, ale w tym i pana Jana. Wkrótce zmienił jednak specjalizację na leśnictwo. Do dziś ma w swoich zbiorach indeks studenta Wydziału Rolno-Leśnego Uniwersytetu Poznańskiego nr 11 z 1945 r. Pułkownik został też szybko starostą roku – w pierwszym okresie tak leśników jak i rolników. Jako przeciwnik sowietyzacji Polski wstępuje do konspiracyjnej Młodzieży Wszechpolskiej. Zostaje szefem zakonspirowanego pionu wojskowego tej młodzieżówki. W maju 1946 r. w związku z wydarzeniami w Krakowie pułkownik Podhorski inicjuje wybuch pierwszego strajku studenckiego w Poznaniu. Strajkujący żądali wtedy uwolnienia aresztowanych w dniu 3 maja w Krakowie. Strajk kończy się pochodem i aresztowaniami. Tajniacy zabierają „Zygzakowi” legitymację studencką, ale on sam ucieka z posterunku milicji znajdującego się w byłym gmachu gimnazjum Adama Mickiewicza. W grudniu 1946 r. został wraz z kolegami aresztowany za działalność konspiracyjna w MW. Rozpoczęły się wielotygodniowe przesłuchania.

Zdumienie mnie ogarnęło, gdy przesłuchującym okazał się prokurator UB Lendzion, – wspominał Pan Jan – który był kolegą z niższej klasy wolsztyńskiego gimnazjum, a pochodził ze Zbąszynia. Zaczął od tego, że też był w AK i po co mi „płynąć pod prąd”. Liczył na współpracę, lecz po mojej odpowiedzi, że „tylko zdechłe ryby płyną z prądem” zamilkł i natychmiast wyszedł. W wyniku procesu Jan Podhorski został skazany na 7 lat więzienia, zmienioną w wyniku amnestii na 3 lata więzienia. Trafił do więzienia we Wronkach. Po wyjściu z więzienia studiował zaocznie na Wydziale Prawa, a w 1956 r. , po zniesieniu relegowania, powrócił na studia dzienne, które ukończył w 1959 r. W okresie PRL pracował w spółdzielczości, jest rzecznikiem patentowym pracującym do dnia dzisiejszego. Raz po raz jako „wrogiem ludu” interesowała się nim bezpieka. Jego nazwisko znajdowała się na wykazach osób podejrzanych przez komunistów jeszcze w połowie lat osiemdziesiątych. Do 1989 r. nie ujawniał swojej NSZ-towskiej przeszłości. „Przez lata umniejszano znaczenie naszej walki, – wspominał – zmniejszano liczbę żołnierzy NSZ walczących w powstaniu. Trzeba pamiętać, że większość oddziałów NSZ była w AK, wszyscy mieliśmy legitymacje AK. Mam jedną z nielicznych legitymacji powstańczych z oryginalną pieczątką NSZ i podpisem komendanta NSZ, płka „Topora”. Gdy pokazałem tą legitymację w latach osiemdziesiątych, po stanie wojennym, kiedy zaczęły powstawać organizacje kombatanckie środowisk powstańczych AK, na spotkaniu żołnierzy batalionuAK „Miłosz”, mojego oddziału z końcowego okresu powstania, to pułkownik Perdzyński ps. „Towmir” z dowództwa AK powiedział – Lepiej niech Pan tej legitymacji nie pokazuje, bo można rozpoznać żołnierza NSZ”. Od 1 czerwca 1993 r. był prezesem Okręgu „Wielkopolska” Związku Żołnierzy NSZ w Poznaniu, obecnie jest prezesem Rady Naczelnej Związku Żołnierzy NSZ, aktywnym działaczem organizacji kombatanckich. Mieszka w Poznaniu.

CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM!

ascotv / info od: Antykomuna / artykuł wpolityce.pl 

Łupaszka – Wzór Żołnierza!

Ceremonia złożenia w trumnie ekshumowanych szczątków legendarnego dowódcy oddziałów AK i uznawanego za wzór Żołnierza Wyklętego odbyła się w Łodzi, gdzie w ostatnim czasie były przechowywane. W 2013 r. odnaleźli je członkowie grupy poszukiwawczej IPN w tzw. Kwaterze na Łączce na warszawskich Powązkach, gdzie w latach 1948-1956 komunistyczne władze ukryły zwłoki kilkuset ofiar zamordowanych przez funkcjonariuszy UB.

Mundur Łupaszki jeden

Podczas uroczystości, m.in. w obecności rodziny zamordowanego żołnierza oraz księdza i antropolog dr Zofii Łubockiej, obok szczątków majora „Łupaszki” w trumnie ułożono mundur oficerski Pułku 4 Ułanów Zaniemeńskich wraz z pasem, koalicyjką i oficerkami, szablę bojową wzór 34, ryngraf z Matką Boską Ostrobramską oraz srebrny pierścień z inskrypcją „Boże Chroń Polskę”.

Jak powiedział Wojciech Łuczak, prezes Fundacji Niezłomni noszącej imię majora Szendzielarza, w ten symboliczny sposób „po 65 latach możemy po części zwrócić honor niezłomnemu bohaterowi w walce z komunistycznym terrorem, broniącego honoru i wolności Rzeczpospolitej”.

Zygmunt Szendzielarz w czasie wojny i antykomunistycznej walki, którą można porównać do Powstania Styczniowego trzy razy wychodził w pole walczyć i trzy razy mówił „nie” wobec zniewolenia Polski. Nigdy niepokonany, zawsze mający nadzieję na zwycięstwo. Kiedy przyszedł czas na ostateczną ofiarę, oddał i poświęcił wszystko. Zostały tylko te kości. Teraz śpij spokojnie polski rycerzu. Przyjdą inni, którzy poniosą tę ideę dalej, jak rozwijany w historii sztandar Bóg, Honor, Ojczyzna. Chwała bohaterom!

— powiedziała podczas uroczystości Halina Morawska, siostrzenica majora „Łupaszki”

Bogdan Kasprowicz, siostrzeniec zamordowanego w 1951 r. żołnierza, w podkreślił, że zbliżająca się ceremonia pogrzebowa w Warszawie ma dla rodziny ogromne znaczenie.

Dla nas to ważne, że za poległego na polu chwały wuja Zygmunta będziemy mogli się modlić w miejscu złożenia jego cała. Natomiast dla Polski będzie to punkt odniesienie dla patriotyzmu i myśli o przyszłości Polski

— tłumaczył.

Główne uroczystości pogrzebowe, w których mają uczestniczyć m.in. prezydentRP Andrzej Duda i minister MON Antoni Macierewicz odbędą się 24 kwietnia.Rozpocząć się one o godz. 14.30 mszą w koście pw. św. Karola Boromeusza, przy ul. Powązkowskiej 14 w Warszawie. Następnie trumna zostanie odprowadzone do rodzinnego grobu na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Major zgodnie z wolą jego zmarłej w 2012 r. córki Barbary spocznie w tej samej mogile.

Więcej na wpolityce.pl

Cześć i Chwała Bohaterom! Contra Mundum!

Contra Mundum!

Po prostu posłuchajcie… Pamiętajcie… Cześć i Chwała Bohaterom! Hańba ich mordercom!

Narodowe Centrum Kultury

Narodowe Centrum Kultury zaprasza do obejrzenia multimedialnego koncertu zespołu Contra Mundum, pt. „Cześć i chwała Bohaterom. W wierszu i boju”, który odbył się w związku z obchodami Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.

Wybitna poezja Poetów – Żołnierzy, których los rzucił w wir okupacji, Powstania Warszawskiego w zestawieniu z wierszami zwykłych Żołnierzy – Poetów, tekstami powstałymi gdzieś w leśnych obozowiskach antykomunistycznego podziemia – tym razem w rockowych aranżacjach zespołu Contra Mundum.
„CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM. W WIERSZU I BOJU”:
1. I ZNOWU TUPOT NÓG SOŁDACKICH sł. Władysław Sebyła
2. NA ZNOJNĄ WALKĘ sł. Henryk Rasiewicz ps. Kim / muz. Franciszek Grodzewicz ps. Bosy
3. Z GŁOWĄ NA KARABINIE sł. Krzysztof Kamil Baczyński ps. Jan Bugaj
4. WYMARSZ UDERZENIA sł. Andrzej Trzebiński ps. Stanisław Łomień /
muz. Onufry Bronisław Kopczyński ps. Sławomir Bronicz
5. JUŻ DOPALA SIĘ OGIEŃ BIWAKU sł. autor nieznany
6. MIŁOŚĆ BEZ JUTRA sł. Tadeusz Gajcy ps. Karol Topornicki
7. NIE WIEM. PAMIĘTAĆ NIE CHCĘ… sł. Juliusz Krzyżewski ps. Prus
8. MODLITWA sł. Jan Romocki ps. Bonawentura
9. HYMN 5 BRYGADY WILEŃSKIEJ AK sł. żołnierz 5 BW ps.Fryc
10. BIJ BOLSZEWIKA sł. autor nieznany
utwory 1,9 muzyka: Norbert „Smoła” Smoliński
utwory 3,5,6,7,8,10 muzyka: Norbert „Smoła” Smoliński / Paweł Gawlik / Adam „Malczas” Malczewski
CONTRA MUNDUM w składzie:
Norbert „Smoła” Smoliński – śpiew
Adam „Malczas” Malczewski – gitary
Tomasz Zień – organy Hammonda, pianino, akordeon
Michał Kamiński – gitara basowa
Tomasz Zagórski – perkusja
koncept programu „CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM. W WIERSZU I BOJU” oraz wybór tekstów:
Grzegorz Wąsowski – Fundacja „Pamiętamy” www.fundacjapamietamy.pl
archiwalne zdjęcia podziemia antykomunistycznego (prywatne zbiory): dr Kazimierz Krajewski
archiwalne zdjęcia z Powstania Warszawskiego: Muzeum Powstania Warszawskiego
Kontakt z zespołem Contra Mundum:
[email protected]
http://www.contramundum.pl/
https://www.facebook.com/ContraMundum…

Aktualizacja 09.04.2016

Bardzo Państwa przepraszam, ale kiedy wstawiałem ten artykuł nie zauważyłem, że debatę zorganizowało Niezależne Zrzeszenie Studentów UW. Dowiedziałem się tego dopiero dziś. I dziś dopisuję jedno zdanie – gdybym wtedy, w listopadzie 1980 roku wiedział, że NZS będzie zapraszał czerwonych, zamiast ich odesłać w niebyt polityczny – wstąpiłbym ochotniczo do ZOMO! Moim zdaniem obecny NZS nie ma żadnego tytułu do używania tamtej nazwy!

Pozdrawiam

Piotr Szymanowski

Leszek Żebrowski na swoim PROFILU komentuje „debatę”, która odbyła się na UW.

Wczoraj odbyła się na Uniwersytecie Warszawskim „debata” na temat Żołnierzy Wyklętych. Z jednej strony udział wzięli: historycy Jan Żaryn i Tadeusz Płużański, z drugiej – Piotr Szumlewicz, publicysta m. in. „Gazety Wyborczej” i „Trybuny” oraz b.(?) tow. Joanna Senyszyn.

plakat

Po p. Szumilewiczu nie mogłem się spodziewać niczego ekscytującego i nie pomyliłem się. Miał wystąpienie na poziomie agitatora PPR szczebla powiatowego. Natomiast b. tow. Senyszyn tak rozbłysła intelektem i „wiedzom tajemnom”, że jej wystąpienie prawdopodobnie przejdzie do historii (konkretnie: do historii histerii agitacyjnej).

Stwierdziła mianowicie, że na tzw. Ziemiach Odzyskanych przeciwko „władzy ludowej” walczyli wyłącznie… Niemcy, reszta populacji była szczęśliwa i bezgranicznie popierała Sowietów…

Przypomnijmy, na tamtych terenach działała m. in. 5. Wileńska Brygada AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, były struktury konspiracji poakowskiej (Eksterytorialne Okręgi AK: Tarnopolski, Stanisławowski, Lwowski; Ośrodek Mobilizacyjny Okręgu Wileńskiego AK), struktury Zrzeszenia WiN i WZW, liczne organizacje lokalne… To wszystko byli NIEMCY?

Ale to nic, prawdziwy rozbłysk supernowej w głowie b. (?) tow. Senyszyn zaowocował jeszcze większym „odkryciem”, na skalę kosmiczną.

Było to stwierdzenie, że żołnierze NSZ w 1945 roku bronili… Berlina razem z Niemcami!
Dlatego uważam, że wszelkie „debaty” z ludźmi złej woli, ignorantami i po-sowieckimi propagandystami nie mają sensu.

Na zdjęciu: plakat z tamtych lat – NSZ-owiec jako hitlerowiec. Towarzyszce Senyszyn zapewne łza się w oku kręci z tęsknoty za tamtym klimatem?

W Wolnej Polsce!

w Wolnej Polsce!

Przeczytajcie fragmenty i zerknijcie też na cały artykuł zamieszczony na portalu wpolityce.pl autorstwa Andrzeja Potockiego.

Wielkanoc z „Rekinem”, „Burym” i „Modrzewiem”. Wreszcie widać, że Wydminy są w Wolnej Polsce!

Właśnie wróciłem z Grądzkich, gdzie moja rodzina – wujostwo w starym, poniemieckim gospodarstwie spędza więcej czasu niż w Warszawie. Na niedzielną Mszę Świętą pojechaliśmy do oddalonych o kilkanaście kilometrów Wydmin. Nie byłem tam 3 lata. Miejscowość ta znana jest dobrze ludziom, którym nie obca jest pamięć o Żołnierzach Wyklętych. To właśnie tam, po wojnie, przenieśli się rodzice ppor. Kazimierza Chmielowskiego „Rekina” – dowódcy plutonu konnego z III Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego – Pogotowia Akcji Specjalnej (PAS).

14 lutego 1946 roku „Rekin” ze swoją kawalerią wkroczył do Wydmin, wystawił posterunki, opanował ratusz, a na rynku wywiesił biało-czerwoną flagę.

„Tego dnia Wydminy były w Wolnej Polsce”

– wspominali potem przez lata mieszkańcy. Wychodząc z Kościoła od razu rzuca się w oczy po prawej stronie pomnik zwieńczony kamiennym orłem z koroną. Stoi tam od dwóch lat dzięki staraniom kombatantów, działaczy patriotycznych i postawie wójta. Także główny plac tej wsi, która przez krótki czas była miastem, został uhonorowany nazwą Skweru Żołnierzy Wyklętych. Obok tablicy poświęconej „Rekinowi” jak onegdaj powiewa polska flaga. Po 70 latach spełniło się marzenie ppor. Chmielowskiego. Wreszcie widać gołym okiem, że Wydminy są w Wolnej Polsce.

[…] Do dziś w tej przepięknie położonej wiosce, jak na budynku nr 15, widnieją ślady po kulach. Sytuację okrążanej Brygady uratował „Rekin” ze swoim wysuniętym plutonem, który dwa kilometry dalej rozbił szykującą się do zamknięcia okrążenia jednostkę LWP mjr. Wojciechowskiego. Brygada, choć rozproszona i ze stratami wydostała się z zastawianej pułapki. Niestety nie mogli zabrać ze sobą poległych, a tych Sowieci wraz z ubecją pozostawili krukom na rozdziobanie. Dzięki wspaniałej postawie mieszkanki Gajrowskich pani Stefanii Gaździe, która wraz z mężem pochowała w lesie 9 zabitych i mimo nocy komunizmu opiekowała się grobem, dziś zawdzięczamy, że ciała ich, ekshumowane przez IPN, leżą na pobliskim cmentarzu w Orłowie. Niebawem powstanie tam Mauzoleum.

Całość na wpolityce.pl

Autor – Andrzej Potocki – publicysta, dziennikarz śledczy, pasjonat historii. Współtworzy tygodnik „w Sieci” i portal wpolityce.pl

Poszukiwania…

Jest piątek 18 marca 2016 r. godz. 10:00.

Relacja i zdjęcia od Noworudzcy Patrioci

Właśnie mijamy miejscowość Stary Grodków na obrzeżach której z daleka widzimy ogromne silosy. Przy nich skręcamy w lewo i starą poniemiecką, wybrukowaną drogą prowadzącą niegdyś do lotniska Luftwaffe, zmierzamy do lasu. Jedziemy kilka kilometrów. Po drodze mijamy samochody Radia Opole i TVP. Dojeżdżamy do skrzyżowania leśnych dróg i zatrzymujemy się. Z daleka widać polanę do której zmierzamy pieszo. Na polanie wita nas profesor Krzysztof Szwagrzyk, który po krótkiej chwili,(wykorzystujemy ją na przywitanie się z wszystkimi) wyznacza nam teren gdzie będziemy prowadzić prace poszukiwawcze.

L1

Pośrodku polany widać zarys fundamentów baraku, w którym siedemdziesiąt lat temu wysadzono w powietrze, za pomocą siedmiu min przeciwczołgowych, żołnierzy NSZ ze zgrupowania „Bartka” (kapitana Henryka Flamego ps.”Bartek”). Dostajemy teren w środku pozostałości po baraku o szerokości metra i długości 3 metrów. W tym prostokącie mamy za zadanie ściągniecie wierzchniej warstwy humusu i odłożenie go na boki po czym za pomocą małych szpachelek i łopatek, centymetr po centymetrze, dokładnie przejrzeć – szukając odłamków kości i metalowych przedmiotów oraz jakichkolwiek pozostałości po mundurach.

Ciekawość bierze górę. Zanim przystępujemy do pracy wchodzimy na pas szerokości kilku metrów, na końcu którego pracuje pod czujnym okiem profesora koparka. Kilka dni wcześniej teren ten został bardzo dokładnie zbadany przez saperów z Jednostki Wojskowej w Brzegu za pomocą wykrywaczy metali. To właśnie tutaj dzień wcześniej ekipa profesora Szwagrzyka znalazła szczątki ludzkie. Koparka właśnie kończy ściągać warstwę 40 centymetrowego humusu i odsłoniła już kolejne trzy jamy grobowe. W dwóch widać końcówki kości ludzkich, w trzeciej widzimy szpic wojskowego buta. Wszystkie miejsca są opalikowane i odznaczone taśmą. Teren jest podmokły, a każda jama wykopana na głębokość większą niż 80 cm, wypełnia się wodami gruntowymi. Dlatego też, poproszono o pomoc Straż Pożarną, która za pomocą motopompy wypompowywała wodę z pobliskich lejów bombowych.

L4

Wracamy na swoje miejsce poszukiwań i przystępujemy do pracy. Pogoda tego dnia nas rozpieszcza. Jest piękny, słoneczny dzień z temperaturą kilkunastu stopni na plus. Na całym terenie poszukiwawczym panuje spokój i cisza, jednak czuje się od ludzi tutaj pracujących serdeczność. Co chwila ktoś podchodzi i rozmawia z nami lub zaprasza nas na pyszną kawę wojskową. Nawet „rozchwytywany” profesor Krzysztof Szwagrzyk znajduje dla nas chwilę czasu i informuje nas o nowym znalezisku wolontariuszy ze Stowarzyszenia Odra-Niemen, którzy pracują po przeciwnej stronie polany. Nie wiemy kiedy wybija godzina 15. Żołnierze przywieźli obiad, na który zostajemy zaproszeni. Jednak ciekawość znów bierze górę. Właśnie przyjechał lekarz Medycyny Sądowej z Wrocławia – doktor Łukasz Szleszkowski i w towarzystwie profesora Szwagrzyka i pani archeolog Justyny Sawickiej, zaczynają prace, które mają na celu odsłonienie wystającego czubka wojskowego buta. Pani Justyna za pomocą swojego „krokodylka” (przyrząd przypominający łyżkę do zupy), centymetr po centymetrze odkrywa makabryczną tajemnicę tego miejsca (patrz zdjęcia). Odłożona ziemia trafia na sito, gdzie jest wypłukiwana a wśród pozostałych kamieni szukamy odłamków kości oraz innych przedmiotów, które stanowiły własność zamordowanych tutaj żołnierzy. Zapada zmierzch, kończą się prace, a na miejsce wkracza policja, która zabezpiecza całą polanę przed „ciekawskimi”, tak by następnego dnia niezwykli ludzie mogli nadal prowadzić prace poszukiwawcze szczątków naszych Bohaterów.

Fundacja „Łączka” Poczekajmy na Rotmistrza. W hołdzie Żołnierzom Wyklętym Wyklęci – Niezłomni. Przywróćmy Pamięć naszym Bohaterom.Stowarzyszenie Odra – Niemen

Śmierć w walce z UB

Na taki artykuł natrafiłem na portalu kresy.pl autor – Marek Trojan. Cytuję fragment tylko, po resztę zajrzyjcie na kresy.pl I… pamiętajcie Drodzy Przyjaciele – uczymy się Polskiej historii pilniej, niż kiedyś w szkole! Uczymy siebie, podajemy innym, czytamy i myślimy – samodzielnie!

To nasz obowiązek patriotyczny!

Zanim przyszedł „Rój”. Feliks Rybarczyk, ps. Siekiera

Żołnierz Wyklęty mazowieckiego podziemia

Gdy w 1946 roku Mieczysław Dziemieszkiewicz, ps. Rój rozpoczynał swoją działalność zbrojną na czele patrolu Pogotowia Akcji Specjalnej NZW, rejon w którym działał był już polem licznych starć pomiędzy podziemiem antykomunistycznym, a funkcjonariuszami komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Już latem 1945 roku w rejonie Ciechanowa przeprowadzono szereg akcji zbrojnych, którymi dowodzili „poprzednicy” Roja. Jednym z nich był Feliks Rybarczyk, ps. Siekiera, którego działalność silnie dała się we znaki komunistom i który walczył z nimi aż do swojej śmierci z rąk ubeków w sierpniu 1946 roku.

Żołnierz w służbie Polski

Feliks Rybarczyk urodził się 11 października 1911 roku we wsi Wicie Podole, gm. Magnuszew, pow. Garwolin. Według przekazów rodzinnych miał ukończyć szkołę wojskową (zapewne podoficerską). Wziął udział w wojnie obronnej Polski w 1939 roku. Dostał się do niewoli i trafił do twierdzy Modlin, skąd udało mu się uciec.

W czasie II wojny światowej Rybarczyk zaangażował się w działalność konspiracyjną, wiążąc się z podziemiem narodowym i Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Od 1943 roku był komendantem obwodu Pułtusk NSZ. Świadczy to o tym, że należał do najbardziej zasłużonych żołnierzy w regionie. Brał udział w akcjach przeciwko Niemcom na terenie powiatu Pułtusk, działał w rejonie Ciechanowa. Latem 1944 roku chciał przedostać się do Warszawy i wziąć udział w trwającym Powstaniu Warszawskim, ale okazało się to niemożliwe. W 1945 r. sierżant Rybarczyk był komendantem powiatu NSZ Pułtusk i jednocześnie dowódcą oddziału Akcji Specjalnej (AS) tego powiatu. Na czele Podokręgu NZW „Mazur” stał z kolei Stanisław Borodzicz „Wara”. Nie udało mu się jednak zorganizować tej struktury i dość szybko opuścił teren.

W walce z komunistami

Latem 1945 roku oddział dowodzony przez „Siekierę” brał udział w akcjach przeciwko komunistycznym siłom bezpieczeństwa. 3 czerwca tego roku oddział Rybarczyka opanował osadę Gołymin w pow. Ciechanów, gdzie rozbroił posterunek MO. W trakcie akcji zginął milicjant Stefan Piotrowski. Wykonano również wyrok śmierci na sekretarzu PPR Edmundzie Kędzierskim, który był zarazem funkcjonariuszem UB, odpowiedzialnym za aresztowania na terenie gminy Gołymin. Akcja została przeprowadzona na rozkaz mjr. Stanisława Borodzicza, ps. „Wara”, szefa sztabu Okręgu II Mazowsze Północne.

Już tydzień później, 10 czerwca oddział „Siekiery” przeprowadził akcję likwidacyjną funkcjonariusza UBP w Osieku. Z kolei 18 lipca miała miejsce duża akcja zbrojna. Rybarczyk, dowodzący ok. 40-osobowym oddziałem, zaatakował majątek Moszyn w pow. pułtuskim, który był zarządzany przez UB. Rozbrojono wówczas jednego ubeka. Zabrano także zmagazynowaną tam broń.

Ocenia się, że jako komendant lokalnej struktury organizacyjnej NSZ nie zdołał odbudować scalonej niegdyś z AK organizacji. Zaczął organizować oddział dyspozycyjny, ale najpewniej nie zdołał osiągnąć poważniejszych sukcesów w terenie, na którym poakowski RO AK (Ruch Oporu Armii Krajowej) miał wyraźną przewagę. Z tego powodu działał głównie poza macierzystym powiatem. Największe akcje przeprowadzał w powiecie ciechanowskim. Dokonał łącznie kilku akcji rekwizycyjnych i co najmniej jedną likwidacyjną. Zapewne w okresie zarządzonej przez Delegaturę Sił Zbrojnych „akcji rozładowywania lasów” i po amnestii 1945 roku zadecydował o zmniejszeniu intensywności działań.

Po ogłoszeniu amnestii w sierpniu 1945 roku „Siekiera” miał nosić się z zamiarem ujawnienia się. Jednak tego nie uczynił. Być może, jak tłumaczy jego starsza córka, Urszula, w tym czasie aktywnie działał i faktycznie nie myślał o poddaniu się. W każdym razie, jego oddział po amnestii znacznie zredukował swoją działalność, a on sam bardziej zajął się sprawami rodzinnymi. Miał rodzinę, żonę i dwie małe córki, o które musiał zadbać. A był wówczas właścicielem względnie dużego gospodarstwa, którym musiał zarządzać.

Pod koniec 1945 roku organizacja NSZ na terenie powiatu Pułtusk faktycznie przestała funkcjonować, rozpadając się lub przechodząc w stan uśpienia i magazynując broń. Miało się to odbyć prawdopodobnie na podstawie rozkazów demobilizacyjnych DSZ.

Śmierć w walce z UB

24 sierpnia 1946 roku, według oficjalnego raportu UB, Feliks Rybarczyk został zamordowany przez grupę pozorowaną, złożoną najpewniej z dwóch funkcjonariuszy UB z Ciechanowa. Przybyli oni do wsi Nowe Borza, w której mieszał. „Siekiera” zorientował się jednak, że ma do czynienia z prowokatorami i stawił opór, raniąc jednego z ubeków. Został zastrzelony podczas próby ucieczki na polach wsi Wysocki, w gm. Kozłowo.

Więcej na kresy.pl