1 marca. Czarny sen komuny. Powiedzmy sobie szczerze, drodzy patrioci, że jeszcze dziesięć czy piętnaście lat temu niewielu z nas wiedziało kto kryje się pod enigmatycznym terminem „Żołnierze Wyklęci”.
1 marca. Czarny sen komuny
W ciągu minionej dekady doszło do niesłychanej kontrrewolucji w mentalności znacznej części Polaków. Młodzież zamieniła koszulki ze zdjęciem z „Che” na te z wizerunkiem Rotmistrza, kibice rozmaitych drużyn odnaleźli wspólny punkt odniesienia, Polacy krzyczą w marszach „Cześć i chwała bohaterom!”, powstają publikacje i artykuły. Facebook pełen jest stron im poświęconych. Na naszych oczach czarny sen komuny stał się rzeczywistością.
Pomimo kontrowersji na prawicy wokół prezydentury śp. Lecha Kaczyńskiego nie można zaprzeczyć, że polityk ten wraz z Januszem Kurtyką, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej, w sposób najwybitniejszy przyczynił się w ostatnim ćwierćwieczu do restauracji pamięci o żołnierzach powojennego antykomunistycznego podziemia. Zmarły tragicznie prezydent jako pierwszy odznaczał weteranów z tych czasów, odsłaniał pomniki, rangą swojego urzędu podnosił tę tematykę z praktycznego niebytu. Niedługo przed swoją śmiercią złożył projekt ustawy mającej na celu wprowadzenie Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” na pamiątkę wydarzeń z 1 marca 1951 r., gdy zamordowany został ppłk Łukasz Ciepliński ps. „Pług” wraz z IV Komendą Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Jednocześnie w sposób symboliczny w sferę publiczną wprowadzono w tym momencie nie tylko zażarty antykomunizm partyzantów, ale też ich przywiązanie do świętej wiary katolickiej. Przecież nie kto inny jak „Pług” pisał przed śmiercią do swojego czteroletniego syna:
„Cieszę się, że doczekałem dnia dzisiejszego i miesiąca Matki Bożej. Wierzę, że gdy mnie w nim zamordują, zabierze moją duszę Królowa Polski do swych niebieskich hufców – bym mógł Jej dalej służyć i bezpośrednio meldować o tragedii mordowanego przez jednych, opuszczonego przez pozostałych Narodu Polskiego”.
Choć prezydent Bronisław Komorowski podtrzymał ów projekt ustawy i zakończył się on przegłosowaniem (co stanowi pewien chichot historii, również głosami Sojuszu Lewicy Demokratycznej) to jednak zauważalne było, że poprzednia ekipa rządząca nie dostrzegła w tym święcie potencjału, który – zaryzykuję stwierdzenie – w pewnym stopniu przyczynił się także do jej upadku. Wszak również dzięki Żołnierzom Wyklętym młodzież mająca wówczas niewiele poniżej osiemnastu lat skierowała swoje sympatie polityczne nieco w prawą stronę, co poskutkowało sporym poparciem dla Prawa i Sprawiedliwości w zeszłorocznych wyborach wśród grupy wiekowej „18-24”.
Zanim jednak do tego doszło, mieliśmy do czynienia z żenującymi działaniami poprzedniego reżimu, który za cel stawiał sobie zablokowanie rozwoju szacunku wobec Wyklętych. Pamiętamy „wpadkę” – choć niektórzy mają wątpliwości, czy była to aby na pewno wpadka – Bronisława Komorowskiego mówiącego o „ofiarach Żołnierzy Wyklętych”. Pamiętamy uroczystość odsłonięcia Panteonu na Łączce, tak naprawdę uwłaczającą pamięci pomordowanych. Pamiętamy brak zainteresowania organizacją Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce, kiedy to Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego autorytatywnie stwierdziło, że na taką instytucję „nie ma społecznego zapotrzebowania”. W wielu polskich miejscowościach ówczesna koalicja rządząca w sojuszu z postkomunistami uniemożliwiała fundowanie tablic, budowę pomników, nadawania szkołom, rondom czy ulicom patriotycznych patronów.
Mimo tej nieprzychylności 1 marca ulicami naszych miast i miasteczek maszerowały tłumy. Dziś zauważamy, że aktualna władza znacznie przychylniej spogląda na tematykę powojennego podziemia. Prezydent Andrzej Duda wieczorną porą w dzień zaprzysiężenia odpowiadał na pytania internautów i zadeklarował wówczas, że uczyni wszystko, aby w sposób odpowiedni uhonorować Żołnierzy Wyklętych. Dość wspomnieć, że 5 lutego osobiście odznaczył Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski jednego z ostatnich żyjących żołnierzy ze Zgrupowania Błyskawica mjr. Józefa Kurasia ps. „Ogień” – Zbigniewa Paliwodę ps. „Jur”.
Takie działania nie mogły spotkać się z pozytywnym przyjęciem ze strony oświeconych mediów. Wytężono zatem ataki na jednego z najodważniejszych Żołnierzy Wyklętych – kpt. Romualda Rajsa ps. „Bury”, dowódcę III Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego – próbuje się dzielić powojenne podziemie na „koszerne” i „niekoszerne”. „Gazeta Wyborcza”, celująca w ostatnim czasie w atakach na Żołnierzy Wyklętych, zdaje się mówić społeczeństwu z perspektywy – jakżeby inaczej – koryfeuszy niosących kaganek oświaty „polskiemu motłochowi”: są Żołnierze Wyklęci, których możemy zaakceptować, ale są też tacy, którzy w żaden sposób bohaterami nie byli. Wydawałoby się, że do pierwszej grupy powinien należeć Witold Pilecki, jednakże pamiętamy wydarzenia sprzed kilku lat, gdy Andrzej Romanowski na łamach „Polityki” zarzucał rotmistrzowi współpracę z funkcjonariuszami Urzędu Bezpieczeństwa podczas śledztwa i „sypanie” na kolegów. Wydawałoby się również, że do grona „niewinnych” można zaliczyć Danutę Siedzikównę ps. „Inka”, sanitariuszkę z 5. Wileńskiej Brygady AK zamordowaną na mocy wyroku sądowego gdy miała niespełna osiemnaście lat. A jednak…
W ostatnim czasie środowiska lewicowe odgrzewają propagandowe broszurki z czasów PRL mówiące o „krwawej Ince”. Co więcej na łamach „Gazety Wyborczej” opublikowano wywiad z „autorytetem”, Magdaleną Tulli, której zadano pytanie: „Podczas marszu narodowców jeden z liderów mówił, że dziś wzorem dla młodych Polek powinna być Danuta Inka Siedzikówna, członkini antykomunistycznych oddziałów, która została rozstrzelana w wieku 17 lat. Jej ostatnimi słowami miało być Niech żyje Polska!. Nastolatki mają utożsamiać się z dziewczyną, która nie mogła się uczyć i bawić, tylko zmuszona była mieszkać w lesie i umykać obławom NKWD, a jej największym dokonaniem jest śmierć? To życie zmarnowane, a nie godne naśladowania”. Ileż perfidii i nienawiści do wszystkiego, co polskie, jest w tym „pytaniu”! Pokazuje ono zupełne wyzucie z wszelkich wartości środowisk liberalnych, dla których cnoty są nic nie znaczącym przeżytkiem. O ile jednak bardziej zaskakująca była odpowiedź! „Zdarza się czasem, że trzeba umrzeć, ale nie powinniśmy się tym niezdrowo podniecać. Podniecanie się tym, że zginęła z okrzykiem na ustach, ma w sobie coś dwuznacznego. Możemy się martwić, że została zamordowana, możemy współczuć, możemy szanować wybór, ale ekscytować się? Hitlerowscy zbrodniarze skazani na śmierć też ginęli z okrzykiem Heil Hitler” – czytamy. Mamy do czynienia z porównaniem Żołnierzy Wyklętych do hitlerowców, a zatem bezpośrednią kontynuację długich tradycji komunistycznej propagandy.
Coraz większą niechęcią cieszy się w tych środowiskach mjr Zygmunt Szendzielarz ps. „Łupaszka”, gdy niepotrzebnie i bez świadomości kontekstu historycznego szafuje się wydarzeniami z czasów okupacji niemieckiej, w szczególności pacyfikacjami litewskich wiosek w odwecie za liczne mordy, których dokonywali Litwini na Polakach. A więc lista „koszernych” Żołnierzy Wyklętych drastycznie się zmniejsza. Możemy się spodziewać, że w najbliższym czasie dochodzić będzie do kolejnych ataków na naszych bohaterów. Działania te mają na celu zohydzenie patriotycznej czci, jaką cieszą się Żołnierze Wyklęci. Czy przyniesie to pożądany przez nich skutek? Trudno powiedzieć. Środowiska patriotyczne dużą ufność pokładają w aktualnie rządzących, którym wartości wyznawane przez Żołnierzy Wyklętych są bliskie. Miejmy nadzieję, że gra polityczna i sprawy bieżące nie przesłonią im pamięci o powojennych bohaterach, do programów szkolnych wreszcie wkroczy ten temat, wspomagane będą inicjatywy mające na celu ich upamiętnienie, prowadzona będzie odpowiednia i odpowiedzialna polityka historyczna. W przeciwnym razie może okazać się, że ten lawinowy ruch zainteresowania okaże się „słomianym zapałem”, który nie zostanie przekuty na propaństwowe, patriotyczne, a przede wszystkim katolickie cnoty.
Kajetan Rajski Redaktor naczelny Ogólnopolskiego Kwartalnika Poświęconego Żołnierzom Wyklętym „WYKLĘCI”
Strona byłych działaczy Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża