Wąwolnica wyklęta – 2 maja 1946 r.

70. rocznica zbrodni żydowskiego UB na zawsze wiernej Polsce wsi Wąwolnica

Wieś, a w latach 1346-1870 miasto Wąwolnica, jest położona  na Lubelszczyźnie nad rzeką Bystrą. Jak opisuje wikipedia:

„Wąwolnica jest jedną z najstarszych osad w Małopolsce (początkowo w ziemi sandomierskiej, a następnie w ziemi lubelskiej). Razem z Bochotnicą tworzyła wówczas centrum jakiejś jednostki administracyjnej. O wiekowej metryce miejscowości świadczy dokument – rękopis z 1027 roku przechowywany w klasztorze na Świętym Krzyżu. W nim napisano: W roku 1027 Ojcowie naszego klasztoru robili parafialną posługę w nowo założonej i świeżo do Wiary Świętej nawróconej osadzie Wawelnica. Ślady pierwszej bytności ludzi pochodzą jeszcze z epoki kamienia łupanego.”

Z powyższego cytatu najlepszy jest fragment: „tworzyła wówczas centrum jakiejś jednostki administracyjnej”. Kiedy, jakiej? Można by bardziej rozwinąć, że na przykład w odległych o kilka kilometrów Karmanowicach archeolodzy odkryli kilkanaście grobowców i grobów pozostałych po ludności tzw. kultury pucharów lejkowych, która zamieszkiwała te okolice pod koniec IV tysiąclecia przed naszą erą. Tylko po co?

Wawel

Wąwolnica została założona przez króla Kraka w 721 roku, w jej herbie znajduje się Krak walczący ze smokiem, czy jakwikipedia teraz się uważa, święty Jerzy. Według starych dziejów Krak przypłynął Wisłą z Krakowa i strasznie spodobała mu się okolica, więc założył Wawelnicę, nazwaną tak od Wawelu na którym zasiadał. Przez setki lat Wawelnica rozkwitała, była miastem królewskim, lokowanym początkowo na prawie polskim, a w roku 1448 przeniesionym przez króla Kazimierza Jagielończyka na prawo niemieckie. W połowie wieku XVI Wawelnica całkowicie spłonęła i król Zygmunt August polecił założyć miasto na nowo. Od wieku XVII Wawelnicę niszczyły przetaczające się wojska szwedzkie, rosyjskie i saskie. wawelW 1870 roku, za pomoc powstańcom styczniowym, władze carskie pozbawiły Wawelnicę praw miejskich i zmieniły jej nazwę na obecną-Wąwolnica. Dzisiaj klub piłkarski KS „Wawel” Wąwolnica nawiązuje do pierwotnej nazwy. Moja mama powiedziała mi, że pamięta jak była mała, to starsi zawsze mówili, że jadą na targ do Wawelnicy.

Powstanie antykomunistyczne 1944-53

Partyzanci_WiN_mjr_Orlika__pluton_Boleslawa_Mikusa_Zbika_Lato46Wąwolnica była solidnym zapleczem dla polskiej partyzantki antykomunistycznej. W jej okolicy działało zgrupowanie AK-WIN majora Mariana Bernaciaka „Orlika”. Walczący z żydokomuną powstańcy zawsze mogli liczyć na pomoc mieszkańców wioski, będącej niegdyś królewskim miastem. Wieś, która nie uznawała narzuconej nam siłą antypolskiej władzy, była określana przez ubeków mianem faszystowskiego matecznika, wspierającego faszystowskie bandy, czyli Żołnierzy Wyklętych.

Ubecka zemsta

2 V 1946 roku w południe do Wąwolnicy zjechało komando kilkudziesięciu ubeków, którzy poinformowani przez konfidenta mieli sanktuarium wawelnica plzłapać rzekomo przebywających tam żołnierzy „Orlika”. Ubecy otoczyli i podpalili dom w którym mieli ukrywać się partyzanci, a następnie uciekli. Po dwóch godzinach ubeckie komando wróciło i rozpętało piekło. Przy pomocy benzyny i pocisków zapalających podpalali kolejne zabudowania i gospodarstwa.

Wzniecony pożar zaczął się szybko rozprzestrzeniać, obejmując większość zabudowań, jakie były w miejscowości. Siły UB nie pozwoliły przybyłym na miejsce zdarzenia wozom strażackim na gaszenie pożaru. Pastwą pożaru padło 101 domów mieszkalnych, 106 stodół, 121 obór i wiele innych zabudowań, jakie były w Wąwolnicy. Żywcem spłonęły trzy osoby, a co najmniej kilkadziesiąt innych uległo poważnym poparzeniom. To była tragedia, jakiej nie zaznali mieszkańcy Wąwolnicy w ciągu pięciu lat okupacji niemieckiej.

podziemiezbrone blox pl

Azjatycka nienawiść

Spalenie bezbronnej wsi przez ubeckie komando nie wystarczyło. Nowy okupant, z talmudyczną wręcz nienawiścią postanowił unicestwić niezłomną wioskę i jej mieszkańców.

Prawdziwa gehenna Wąwolnicy zaczęła się dopiero po pożarze. Zwłaszcza gdy nadeszła jesień, a potem surowa zima. Zimno, głód i ludzka nędza stały się tam codziennością. Jej mieszkańcy nie otrzymali żadnej materialnej pomocy. Komunistyczna władza naznaczyła Wąwolnicę piętnem „bandyckiej” miejscowości i wcale nie zamierzała pomagać jej mieszkańcom. Mało tego, oficjalnie twierdziła, że spalenia wioski dokonały bandy „Orlika”. Wprawdzie do Wąwolnicy przyjeżdżały komisje, które szacowały szkody, ale realna pomoc dla jej mieszkańców nie nadchodziła. Nie było to działanie przypadkowe. Wszystkie urzędowe podania, wnioski i prośby mieszkańców Wąwolnicy były negatywnie załatwiane. Komuniści przez kilkanaście lat bacznie pilnowali, aby utrzymać taki stan rzeczy.

Piętno Wąwolnicywolna polska pl

W ten sposób mieszkańcy Wąwolnicy zostali pariasami PRL-u. Nawet gdy wyjechali ze swojej miejscowości, mieli ogromne problemy ze znalezieniem pracy i mieszkania. Nie mogli też liczyć na  paszport, wczasy, sanatorium czy inne „dobra”, jakie oferowało komunistyczne państwo. Ich dzieci nie mogły również dostać się do szkoły bądź na studia, jakie chciały podjąć. A ponadto wszyscy w Wąwolnicy zostali zmuszeni do milczenia. Przez cały okres PRL-u nie mogli mówić o tym co się stało 2 maja 1946 roku[…]
Komuniści chcieli z Wąwolnicy i jej mieszkańców uczynić odstraszający przykład dla tych, którzy sprzeciwiali się komunistycznym rządom. Nie chodziło bowiem tylko o spalenie tej miejscowości, ale także o to, aby jej mieszkańcy, pozbawieni jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz i napiętnowani, sami porzucili to miejsce. To miało być takim stopniowym procesem wymierania Wąwolnicy. Na tym właśnie polegała wyjątkowość komunistycznej zbrodni na Wąwolnicy. Zbrodni, która nigdy nie została ukarana.

Naród pamięta

wikiZawsze kiedy jestem na Lubelszczyźnie odwiedzam Wąwolnicę. Tu, na przepięknie położonym na wzgórzach, chrześcijańskim cmentarzu spoczywają moi Przodkowie. Kiedyś, spacerując z rodziną po Wąwolnicywiki2 zastanawiałem się dlaczego miejscowy żydowski cmentarz jest taki nie odwiedzany.  W  Lublinie, na czerwonych światłach, pod eskortą policji jeżdżą co chwilę autobusy z żydowskimi wycieczkami: Majdanek, centrum, cmentarze. Kuzyn powiedział mi tak:

Dziwisz się? Oni doskonale wiedzą, że jak tu przyjadą, to już stąd nie wyjadą. Ludzie pamiętają.

Dzisiaj, 2 maja 2016 roku, w 70. rocznicę zbrodni, o godzinie 9.30 w Wąwolnicy zostanie odsłonięta tablica pamiątkowa. Po Mszy Świętej, grupy rekonstrukcyjne zainscenizują pacyfikację i spalenie niezłomnej wsi, a na koniec odbędzie się koncert patriotyczny. Moją rodzinę będzie reprezentować siostra mojej mamy, która 70 lat temu miała 11 lat i dobrze wszystko pamięta.

Politycznie Niepoprawny B

Źródło: L. Pietrzak: „Zapomniana ubecka zbrodnia”, Warszawska Gazeta nr 17/2016 str. 20-21, www.wawolnica.pl, polona.pl

Fot. uwazamrze.pl, wawelwawolnica.futbolowo.pl, podziemiezbrojne.blox.pl, sanktuarium-wawolnica.pl, wikipedia.pl, wikimapia.org, wolna-polska.pl

„Obłęd” – wyborcza

Ja i moi Bracia wypowiadamy wojnę…Obłęd!

Z okazji waszego fałszywego święta, na zasadzie wzajemności, życzymy wam, wrogowie Ojczyzny dokładnie tego samego, czego wy życzycie Nam. Tylko dwa razy bardziej. Specjalnie dla was, teledysk zaprzyjaźnionego zespołu „Obłęd”, czyli Coś dla oka i Coś dla ucha.

Politycznie Niepoprawny B

Fot. Obłęd

Hubal – ostatni zagończyk

Henryk Dobrzański „Hubal”

Henryk Dobrzański Szkoła Realna, Kraków 1909Henryk Dobrzański ok. 1902 rokuHenryk Feliks Józef Dobrzański, herbu Leliwa, urodził się 22 czerwca 1897 roku w Jaśle, jako syn „Pana Henryka stanu szlacheckiego Hubal-Dobrzańskiego, przedsiębiorcy prywatnego” i Marii hrabiny Lubienieckiej. Matka była córką Włodzimierza Lubienieckiego, powstańca z 1863 roku i wnuczką Hipolita Lubienieckiego oficera z powstania listopadowego. Ojciec był potomkiem pułkownika Dobrzańskiego, adiutanta króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. W 1903 roku Henryk rozpoczął naukę z zakresu czteroklasowej Szkoły Ludowej, którą kontynuował po przeprowadzce do Krakowa w siedmioklasowej Szkole Realnej. W czerwcu 1914 r. zdał egzamin dojrzałości i zapisał się na I semestr agronomii Studium Rolniczego Uniwersytetu Jagiellońskiego – studentem jednak nie dane mu było zostać, ponieważ 1 sierpnia wybuchła wojna światowa zwana dzisiaj pierwszą.

Wojna

Henryk Dobrzański, Kraków 19151 grudnia 1914 r. siedemnastoletni Dobrzański, absolwent kursu w Polskich Drużynach Strzeleckich, stawia się w punkcie zbornym Legionów Polskich w Krakowie. Żeby dostać się do Legionów musiał się „postarzyć”, tak więc jako rok urodzenia podaje 1896. Rok później, w stopniu kaprala zostaje na własną prośbę przeniesiony do 2 Pułku Ułanów Legionów Polskich. Powód – chęć brania bezpośredniego udziału Saldabos, 1918w działaniach frontowych. Na początku 1918 r. Dobrzański, jako wyróżniający się żołnierz, został skierowany do Szkoły Podchorążych w Mamajestii. Także tym razem nie dane mu było ukończyć nauczania, w wyniku niekorzystnych okoliczności (żołnierze frontowi pod dowództwem płk. Józefa Hallera przebili się przez front austriacko-rosyjski na terytorium Rosji, słuchacze szkół nie mieli takiej możliwości) niespełna miesiąc później został uwięziony w obozie internowanych w Saldabos na Węgrzech. Przeniesiony w ciężkim stanie do szpitala organizuje wraz z dwoma żołnierzami ucieczkę i po wielu perypetiach wraca w rodzinne strony.

Niepodległa

W listopadzie 1918 r. Dobrzański awansuje na plutonowego i zajmuje się w Krakowie szkoleniem młodych ułanów, którzy zgłaszają się do formowanego 2 Pułku Ułanów Wojska Polskiego. Pod koniec roku jest już chorążym i jako dowódca szwadronu „Odsieczy Lwowa”, w dywizji płk. Władysława Sikorskiego (późniejszego generała broni Wojska Polskiego, Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych i premiera Rządu na Uchodźstwie, zamordowanego w Gibraltarze w 1943 r.) walczy o Lwów oblegany przez Rusinów. Za walki w Małopolsce Wschodniej Dobrzański zostaje trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. W kwietniu 1920 roku podporucznik Dobrzański wraz ze swoim plutonem zostaje skierowany do walki z bolszewikami i bierze udział we wszystkichkrzyż walecznych walkach ofensywy kijowskiej. Podczas kontrofensywy 1 Armii Konnej Siemiona Budionnego wykazuje się męstwem, brawurą, fantazją, oraz przede wszystkim zdolnościami dowódczymi i za akcję pod Borowem zostaje odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Po raz czwarty otrzymuje Krzyż Walecznych, a w sierpniu 1920 r. zostaje awansowany do stopnia porucznika i obejmuje funkcję adiutanta dowódcy pułku. Dowódca pułku major Rudolf Rupp wystawia Dobrzańskiemu następującą opinię:

„Bardzo dobry oficer. Bardzo energiczny i pracowity, sumienny, inteligentny, wymagający jeszcze dobrego, silnego i taktownego prowadzenia. Dobry kawalerzysta, zapowiadający się być świetnym oficerem i dowódcą przy pewnym jeszcze wyrobieniu taktu. Bardzo ambitny i bardzo dzielny, bardzo skrupulatnie spełniający swe obowiązki. Charakter o doskonałych zarysach. Ogromnie troskliwy o swoich podwładnych i przełożonych, zdolny poświęcić życie dla swojego przełożonego, w bojach dał dowody. Bardzo dobrze nadaje się na dowódcę szwadronu, także do Szkoły Sztabu Generalnego”.

Do tego zna język niemiecki i francuski, w domu otrzymał staranne wychowanie, posiada imponującą przeszłość wojenną i…. ma dopiero 23 lata!

Nieznośny czas pokoju

Nicea 1925, na LumpiePo wojnie Dobrzański zostaje zweryfikowany do stopnia rotmistrza (kapitana) i rozpoczyna służbę w warunkach pokoju. Ponieważ życie bez wojny było dla niego zupełnie nowym, ciężko akceptowalnym doświadczeniem, musiał znaleźć sobie nowe źródło adrenaliny. Od najmłodszych lat fascynowała go jazda konna (w wieku ośmiu lat zmusił konia do skoku przez pasącą się na pastwisku krowę i przypłacił to wstrząsem mózgu) i tej pasji Dobrzański beznamiętnie się oddaje.  W połowie lat 20. XX wieku Polska wyrasta na potęgę wojskowego jeździectwa, ekipę tworzą: rotmistrz Królikiewicz, podpułkownik Rómmel, porucznik Szosland, oraz nasz bohater. W 1925 r. na zawodach „O Puchar Narodów” w Nicei Polacy odnoszą ogromny sukces: wygrywają wszystkie puchary i pierwsze nagrody w najmocniejszych konkurencjach, drużynowo zdobywają Puchar Narodów pokonując dwudziestu oficerów z Belgii, Francji, Portugalii i Czechosłowacji. Henryk Dobrzański zdobywa pierwszą nagrodę w konkursie myśliwskim „Monaco”, sześć nagród w innych konkurencjach, a w punktacji indywidualnej zajmuje drugie miejsce – za Rómmlem, przed Królikiewiczem i Szoslandem. W tym samym roku w Londynie Polacy zajmują drużynowo drugie miejsce za Włochami – w zawodach udział brało 7 reprezentacji narodowych, 104 jeźdźców, 368 koni. Dobrzański otrzymuje od księcia Walii złotą papierośnicę z wygrawerowanym napisem:

The best individual score of all officers of all nations – Najlepszy indywidualny wynik wśród oficerów wszystkich narodów.

Jest to nagroda za dwa bezbłędne przejazdy, które wykonał na koniu „Fagas”.  Lata 1925 i 1926 to w sportowej karierze Dobrzańskiego start w 54 zagranicznych konkursach i zdobycie 21 różnych nagród. W roku 1927 zostaje awansowany (prawdopodobnie w uznaniu za sukcesy sportowe) do stopnia majora i jak się okazało był to jego ostatni awans, przynajmniej za życia. Co prawda w karierze sportowej odnosi jeszcze sukcesy w kraju, a w 1928 r. wchodzi w skład polskiej reprezentacji olimpijskiej do Amsterdamu, jednakże jego gwiazda zaczyna blednąć. Przed wyjazdem do Nicei, 1925Rozpoczyna się okres nudnej służby wojskowej na mało znaczących stanowiskach, do tego Dobrzański staje się człowiekiem niewygodnym – zdolny żołnierz, lecz na czasy pokojowe do wojska nie nadający się. Ciągłe zatargi z przełożonymi, piętnowanie karierowiczostwa, sitwy i protekcji występujących w wojsku nie wychodziło na dobre prawemu, aczkolwiek zapalczywemu oficerowi – następne lata to spychanie dumnego kawalerzysty na boczny tor. W 1938 r. życzliwi majorowi ludzie stworzyli mu możliwość awansu (ostatni awans 11 lat wcześniej) oddając pod jego komendę pułk kawalerii podczas wielkich manewrów na Wołyniu – Dobrzański miał tylko wykazać się umiejętnościami dowódczymi. Jednakże major nie potrafił się bawić – kiedy wojska ułożyły się do snu poderwał swój pułk, pognał przez rzekę i zaszedł „nieprzyjaciela” od niespodziewanej strony biorąc cały sztab do niewoli. Przegiął do bólu – o awansie mógł zapomnieć. Kręgosłup moralny Dobrzańskiego doskonale obrazuje  sytuacja, która miała miejsce podczas zawodów hippicznych w Warszawie w 1939 r. Prezydentowa Mościcka, daleka kuzynka majora, zaprosiła go do loży honorowej, na co ten zaproszenie zignorował mówiąc:

„Nie chodziłem do niej, gdy była porucznikową, tym bardziej nie pójdę, gdy została prezydentową”.

Z córką Krysią, Hrubieszów 1935Znowu się narażał, ponieważ jego słowa dotyczyły bulwersującego opinię publiczną faktu rozwiedzenia przez prezydenta Mościckiego pewnego porucznika w celu poślubienia jego młodej małżonki. Dobrzański nie potrafił trzymać języka za zębami i nazywał rzeczy po imieniu – było to powodem wielu konfliktów i skandali które wywoływał. Na przełomie maja i czerwca 1939 r. zostaje przeniesiony w stan nieczynny i po raz pierwszy od 25 lat będzie musiał zmierzyć się z cywilnym życiem. Sytuacja ta nie wróży dobrze odwiecznemu żołnierzowi, do tego dochodzą: upokorzona duma, rozgoryczenie i brak perspektyw na cywilną przyszłość. Na szczęście trzy miesiące później wybuchła wojna.

Munduru nie zdejmę, broni nie złożę!

Wybuch wojny paradoksalnie uratował Dobrzańskiego przed całkowitym upadkiem. Wojna okazała się dla niego zbawczą dawką tlenu zaaplikowaną choremu w ostatniej chwili. Na krótko przed wybuchem wojny otrzymuje przydział jako zastępca dowódcy 110. Rezerwowego Pułku Ułanów. Teraz będą rzeczy, których nie zobaczycie w filmie, o którym później. W wyniku postępu wojsk niemieckich i ataku ich czerwonych sojuszników spod znaku sierpa i młota, 110. RPU mimo tego, że był jednostką drugiej linii szybko trafił do walki. Z Wołkowyska pułk ruszył na Wilno, jednak po otrzymaniu fałszywej informacji o kapitulacji tego miasta kierunek został zmieniony na Grodno. Pułk stacza kilkanaście potyczek z niemieckim Wehrmachtem, a na drodze do Grodna tłumi komunistyczno-żydowską dywersję, która rozpleniła się po podstępnym ataku Sowietów na walczącą z Niemcami Polskę – następnie bierze udział w obronie Grodna przed sowieckimi wojskami. Dąbrowski "Łupaszka"Po kapitulacji Grodna 110. Pułk Ułanów jako jedyny odmówił podporządkowania się rozkazowi przejścia na Litwę. Teraz zaczyna się film, od sceny kiedy ocalały z pogromu ułan rotmistrza Wiktora Moczulskiego melduje o całkowitym zniszczeniu 3 szwadronu. W filmie nie mówi się o tym, że 3 szwadron poległ w walce z sowiecką grupą z 20 Brygady Zmotoryzowanej – mamy się domyślać, że chodzi o Niemców. Po unicestwieniu przez Sowietów szwadronu rotmistrza Moczulskiego dowódca Pułku, podpułkownik Dąbrowski (zagończyk, pierwszy „Łupaszka”, poczytajcie), podejmuje decyzję o rozwiązaniu oddziału. Major Henryk Dobrzański przejmuje samorzutnie dowodzenie i rusza na odsiecz Warszawie. Kapitulacja Warszawy zmienia priorytety – ewakuacja przez Węgry lub Rumunię do Francji, pozostanie w kraju i kontynuacja walki albo rozwiązanie oddziału. Postanowił kontynuować walkę.

My partyzanci majora Hubali…

Major postanowił pozostać w kraju i przetrzymać do oczekiwanej na wiosnę ofensywy aliantów. Na początku października przyjmuje pseudonim „Hubal” i zaczyna organizować ośrodki bojowe, które miały dać w przyszłości przeszkolonego i gotowego do walki żołnierza. Tworzy schemat organizacji Okręgu Bojowego Kielce, oraz zręby Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego – stan osobowy oddziału zwiększa się z kilkunastu do nawet 320 osób w lutym 1940r. Komenda Główna Związku Walki Zbrojnej (ZWZ był przed AK) trzykrotnie nakazywała „Hubalowi” rozwiązanie oddziału i przejście do konspiracji strasząc go postawieniem przed sądem, na co Dobrzański odpowiedział:

”Rozkazy takowe mam w dupie i na przyszłość przyjmować nie będę”.

Major traktował działalność swojego oddziału jako kontynuację wrześniowej walki Wojska Polskiego – w dniu kapitulacji Warszawy powiedział przecież, że munduru nie zdejmie i broni nie złoży. Oddział Dobrzańskiego stoczył wiele zwycięskich potyczek i bitew z Niemcami. Po porażkach „rycerski” Wehrmacht stosował akcje odwetowe polegające na paleniu wsi i mordowaniu Polaków, co było powodem frustracji majora i zastanawiania się nad sensownością dalszych działań. Pod Anieline 30 IV 194074 lata temu [2014], 30 kwietnia 1940 roku, o godz. 5.30 rano, na skutek zdrady, oddział majora „Hubala” został zaskoczony w leśnym zagajniku koło wsi Anielin. Dobrzański ginie z bronią w ręku trafiony kulą w serce. Niemcy masakrują jego zwłoki, robią sobie pamiątkowe zdjęcia  i wywożą na chwilę wcześniej posprzątanej z gnoju chłopskiej furmance. Co zrobiono z ciałem i gdzie je pochowano nie wiadomo do dnia dzisiejszego. Tak bardzo Niemcy bali się legendy o Szalonym Majorze (Der Tolle Major).

Co do działalności oddziału majora Hubala odsyłam do filmu „Hubal” w reżyserii Bohdana Poręby, trzeba kliknąć ten zielony odnośnik – https://www.youtube.com/watch?v=g5Enua4F8tY. Film dosyć rzetelnie przedstawia ostatnie miesiące życia i walki Henryka Dobrzańskiego i jego oddziału.

Jedwabne zakończenie

Bohdan Poręba, reżyser „Hubala” pracował nad scenariuszem do filmu, który miał w fabularyzowany sposób pokazać prawdę (czyli nie widzimisię Grossa i jemu podobnych polonofobów) o Jedwabnem. Fragment wywiadu Aldony Zaorskiej z reżyserem z pierwszego numeru tygodnika „Polska Niepodległa” (2013):

„Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że chociaż co prawda nie było to w samym Jedwabnem, lecz w pobliskiej miejscowości, ale będzie scena z bramą tryumfalną, którą Żydzi wybudowali na cześć wkraczających Sowietów. Takie bramy powstawały nie tylko dla wkraczających bolszewików, ale i Niemców, jak np. w Łodzi, gdzie niemieckich okupantów witała uroczyście gmina żydowska na czele z rabinem ubranym w uroczyste szaty. W moim filmie będzie scena, zgodna zresztą z prawdą, w której Żydzi pod taką bramą czekają na Sowietów, pojawia się obłok kurzu, więc wiwatują i nagle okazuje się, że ten obłok to oddział polskich ułanów, którzy wpadają do miasta, przewracają te „dekoracje”, płazują witających. Istotne, że tym oddziałem był oddział Hubala. Będę miał w ten sposób nawiązanie do tamtego mojego filmu”.

Nawiązania, a zarazem fabularyzowanej prawdy o Jedwabnem, nie będzie – Bohdan Poręba zmarł 25 stycznia tego roku [2014]. Proponuję trochę o tym reżyserze poczytać-ciekawa postać.
Dzięki filmowi „Hubal”, historia losów Henryka Dobrzańskiego z lat 1939/40 jest w Polsce znana. W powyższym tekście skupiłem się na tym co było wcześniej i jakie były przyczyny i okoliczności tego, że ktoś taki jak Hubal się pojawił. Interesował mnie człowiek, którego całym życiem była walka, bezkompromisowość, czasem nieposłuszeństwo względem przełożonych i fanatyczna miłość do Ojczyzny.

Politycznie Niepoprawny B

Fot. majorhubal.pl, niemczyk.pl, Rychu B-D

Powyższy tekst został  napisany w kwietniu 2013 roku, w 73. rocznicę ostatniej walki majora Hubala, po lekturze książki Mirosława Dereckiego „Tropem majora Hubala”. Zmodyfikowany tekst został pierwotnie opublikowany na 74. rocznicę, w roku 2014. Po badaniach Henryka Pająka należy zweryfikować okoliczności śmierci „Hubala”. Poniżej przedstawiam fragment z II tomu książki Henryka Pająka: „Naród wyklęty przez męty – Przed potopem” wydanej przez wydawnictwo Retro w 2016 roku, str. 174:

„Szalony Major” poległ 30 kwietnia 1940 roku w Lasach Spalskich nad Pilicą. Do obławy Niemcy użyli dwóch pułków piechoty. Nie jest prawdą, że major „Hubal” zginął na miejscu. Miał przestrzelone nogi. Zdążył przed śmiercią zastrzelić majora Wehrmachtu. Zginął zakłuty bagnetem – w typowy sposób potraktowany przez bandytów z Wehrmachtu. Został zakopany (nie „pochowany”) w nieznanym dotąd miejscu. Jest kłamstwem, że słynny generał J. Blaskowitz oddał mu honory wojskowe. Nie było gałęzi jedliny rzekomo włożonej do nieistniejącej trumny przez tropiący go oddział 372 dywizji piechoty – jak pisał na emigracji mason Melchior Wańkowicz.

Na poniższym zdjęciu, kibice Śląska Wrocław w miejscu ostatniej walki Henryka Dobrzańskiego – las nieopodal Anielina, Szaniec Majora „Hubala”.

szaniec_hubala

„Łupaszka” spoczął obok córki

„Łupaszka” godnie pochowany – Polska chowa Syna

24 IV 2016 roku, po 65 latach od chwili bestialskiego mordu przypieczętowanego zrzuceniem ciała do bezimiennego dołu, odbyły się uroczystości pogrzebowe legendarnego dowódcy V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej Zygmunta Szendzielarza, pseudonim „Łupaszka”. Poniżej zapraszamy na zwiastun „Polska chowa Syna” z muzyką Andrzeja Kołakowskiego (dedykowany specjalnie dla Akcji Testament) dokumentujący uroczystości pogrzebowe na które „Łupaszka” i Polska czekali tak długo. Pod zwiastunem przedstawiamy wywiad udzielony specjalnie dla czytelników Akcji Testament przez reżysera, Dariusza Kuczyńskiego. Należy dodać, że ekipa Fan Śląsk TV mogła dokumentować uroczystość w kościele tylko dzięki poświęceniu Ilony i Eugeniusza Gosiewskich ze Stowarzyszenia Odra-Niemen. Ilość zaproszeń była bardzo mocno ograniczona, a wejście bez nich było niemożliwe.

Polska chowa Syna – zwiastun

Wywiad z Dariuszem Kuczyńskim

Politycznie Niepoprawny B:
Darek, uczestniczyliście z ekipą Fan Śląsk TV w uroczystościach pogrzebowych legendarnego majora, a po odczytaniu w kościele decyzji ministra – pułkownika Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Mocnym i wyrazistym efektem tego wyjazdu jest bardzo szybko zmontowany zwiastun, o bardzo wymownym tytule.

Dariusz Kuczyński:
To prawda, zwiastun ten został zmontowany w błyskawicznym tempie, bo tego wymagała sytuacja. Mam nadzieję, że szybkość montażu nie przyćmiła blasku tej smutnej, a jednak radosnej uroczystości jaką było złożenie umęczonych szczątków pułkownika Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” do grobu, przy ukochanej córce. Mówię radosnej ale jak tu można być radosnym na pogrzebie? W tym szczególnym przypadku trzeba.

Politycznie Niepoprawny B:
Jak opiszesz wrażenia związane z uroczystościami?

Dariusz Kuczyński:
Atmosfera tych uroczystości stworzona przez wszystkie grupy patriotyczne była tak podniosła, że duch Majora musiał być obecny z nami.To można było wyraźnie odczuć.

Politycznie Niepoprawny B:
Zwiastun to zapowiedź jakiegoś wydarzenia, które ma nastąpić – w teologii oznacza zaś posłańca. W branży filmowej zwiastun to krótki film, będący zapowiedzią czegoś większego. Uchyl rąbka tajemnicy czytelnikom Akcji Testament i powiedz co takiego masz w zamyśle i czego możemy się w przyszłości spodziewać.

Dariusz Kuczyński:
Jak słusznie zauważyłeś zwiastun to posłaniec. Tym posłańcem jest sam Major, którego życie i tragiczna śmierć przyczyniają się do odbudowy moralnej naszego Narodu – wbrew woli Jego katów. Są w Polsce jeszcze ludzie którym nie na rękę był ten pogrzeb, można to było wyczytać w pewnych anty – polskich gazetach, tuż po uroczystościach pogrzebowych. Po 65 latach w dalszym ciągu próbuje się wmawiać i dopisywać „Łupaszce” miano bandyty, jak to miało miejsce w latach 50-tych ubiegłego stulecia. Między innymi dlatego w swoim filmie zmyję tą nieprawdziwą opinię tak aby prawda dotarła i zakorzeniła się w sercach i głowach Polaków raz na zawsze.

Politycznie Niepoprawny B:
Jak sądzisz, czy wielu Polaków ma świadomość tego kim był „Łupaszko”? Jaki jest stan wiedzy na temat innych powstańców antykomunistycznych?

Dariusz Kuczyński:
Nie wszyscy Polacy znają tą postać, starano się ją przemilczeć jak i innych żołnierzy powstania antykomunistycznego, aż dziw bierze ale naprawdę w naszym kraju jest wiele ludzi, którzy nie znają takich nazwisk jak Pilecki, Kuraś nie wspominając o Zygmuncie Błażejewiczu, Romualdzie Rajsie „Burym”, czy też Marianie Plucińskim, bo o nich nikt w szkole nie uczy, a myślę że musimy znać swoich Bohaterów.

Politycznie Niepoprawny B:
Sprytnie nie odpowiedziałeś na wcześniej zadane pytanie, ponawiam: co głębszego, jaka większa myśl kryje się za tym ciekawym zwiastunem?

Dariusz Kuczyński:
Film dokumentalny poruszający tematykę 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. Jej zasługi, walkę a także wpływ jaki zaczęła odgrywać po latach na młodym pokoleniu Polaków. Pokoleniu,  do którego docierają choćby szczątkowe informacje na jej temat. Rolę stowarzyszeń historycznych,  które od lat organizują piesze rajdy śladami 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej, a także środowisk kibicowskich z całej Polski, które od lat przywracają zapomnianą, a zasłużoną pamięć tych żołnierzy. Przecież to na ręce Kiboli środowiska kombatanckie złożyły Testament Polski Niepodległej.

Politycznie Niepoprawny B:
Jest dokładnie tak jak mówisz, Akcja Testament powstała aby dokumentować patriotyczne działania środowisk kibicowskich i poprzez uświadamianie Polaków wypełniać przekazany nam Testament Polski Niepodległej. Co powiesz na zakończenie czytelnikom Akcji Testament?

Dariusz Kuczyński:
Z całego serca pragnę wypełniać Testament Polski Niepodległej, a mój film będzie tego wyrazem. Serdecznie pozdrawiam czytelników Akcji Testament – będę Was na bieżąco informował o postępach filmu.
Cześć i chwała Bohaterom!

Politycznie Niepoprawny B:
Dziękuję za wywiad.
Śmierć wrogom Ojczyzny!

 

Fot. Dariusz Kuczyński

Gdybym był wrogiem Polski-Roman Dmowski

Fragmenty artykułu Romana Dmowskiego z 1925 roku

Poniżej przedstawiam fragmenty artykułu, którego autorem jest Roman Dmowski, opublikowanego pod koniec 1925 roku. Wielki Polak opisuje w nim ówczesną sytuację Polski, tuż przed zamachem Piłsudskiego (12 V 1926) w wyniku którego zginęło 379 Polaków. Po przeczytaniu można ze zdziwieniem stwierdzić, że po ponad 90. latach, nic w kwestii otumaniania Polaków się nie zmieniło. No może poza tym, że teraz dzięki telewizji polskie mózgi są bombardowane i dezinformowane z dużo większą mocą.
Przeczytaj, wyłącz telewizor, włącz myślenie i zastanów się co byś robił dzisiaj, gdybyś był wrogiem Polski. Potem rozejrzyj się i wyciągnij wnioski.

„Uważam to za rzecz bardzo pożyteczną zastanowić się od czasu do czasu, co bym zrobił, gdybym był wrogiem Polski, gdyby odbudowanie Polski było mi niedogodne i gdyby mi chodziło o jej zniszczenie.

Otóż przede wszystkim używałbym wszelkich wysiłków i nie żałował bym żadnych ofiar na to, ażeby nie dopuścić do zapanowania w tym kraju zdrowego rozsądku, ażeby postępowaniem Polaków nie zaczęła kierować trzeźwa ocena stosunków i położenia ich państwa. Utrzymywałbym w Polsce na swój koszt legion ludzi, których zajęciem byłoby szerzenie zamętu pojęć, puszczanie w obieg najrozmaitszych fałszów, podsuwanie najbardziej wariackich pomysłów. Ilekroć bym zauważył, że Polacy zaczynają widzieć jasno swe położenie i wchodzić na drogę naprawy stosunków i do wzmocnienia państwa, natychmiast bym robił wszystko, żeby odwrócić ich uwagę w inną stronę, wysunąć im przed oczy jakieś nowe idee, nowe plany, wytworzyć jakiś nowy ruch, w którym by rodząca się myśl zdrowa utonęła.
W obecnej chwili wielce by mnie zaniepokoiło to, że w polityce polskiej zapanowały nad wszystkim zagadnienia skarbowe i gospodarcze, że Polacy zaczynają naprawdę zdawać sobie sprawę z tego, iż dotychczas szli do ruiny finansowej i gospodarczej, a tym samym utraty niezawisłości, że zaczynają widzieć błędy dotychczasowego sposobu rządzenia, otwarcie i śmiało do tych błędów się przyznają, chcą się z nich otrząsnąć i objawiają w tym kierunku wyraźną wolę […]
I zacząłbym się obawiać, czy te słabe początki nie rozwiną się w coś mocniejszego, czy te objawy otrzeźwienia, postępu pojęć i poczucia odpowiedzialności za losy kraju nie staną się wyraźniejsze i czy Polska nie zaczyna istotnie wchodzić na drogę naprawy. Uważałbym to za rzecz tym bardziej niepożądaną, że obecnie stan finansowy i gospodarczy państw europejskich w ogóle psuje się, że rządy i parlamenty coraz mniej wykazują zdolności zaradzania złemu i że gdyby Polska zdobyła się na wysiłek i gospodarkę swą jako tako uporządkowała, mogło by to utrwalić jej pozycję w Europie i nawet uczynić ją wcale mocną.

Postanowiłbym temu zapobiec za wszelką cenę. Ale jak?
Przede wszystkim rozwinąłbym swoimi środkami i przez swoich agentów agitację w Polsce, odwracającą uwagę społeczeństwa od spraw gospodarczych i skarbowych. Nie to jest nieszczęściem Polski, że za mało wytwarza, a za wiele spożywa, że skarb państwa ma za małe dochody – a większych mieć nie może, bo z ubogiego społeczeństwa więcej nie wyciśnie – a zbyt wielkie wydatki, że i obywatel kraju i państwo samo jest obdzierane przez niecną spekulację… Dziś głównym zadaniem jest zmienić zły ustrój polityczny państwa. Ten ustrój trzeba przede wszystkim zmienić. Rzucić wszystko i tym się zająć.
I tu bym zmienił swoje radykalne stanowisko: gdy dawniej byłem za tym, aby Polska miała najdemokratyczniejszą konstytucję w Europie, gdym starał się, ażeby miał wszechwładzę sejm, który jak spodziewałem się nigdy nie pozwoli na utworzenie rządu kierującego się zdrowym rozsądkiem, prowadzącego rozumną gospodarkę państwową – dziś, widząc w sejmie pierwsze objawy, świadczące, że ludzie się czegoś nauczyli, że zaczynają sobie zdawać sprawę z położenia kraju, z twardej rzeczywistości, że zaczynają nieśmiało wstępować na drogę, na której jedynie można stworzyć trwałe podstawy bytu państwowego, dziś powiadam, stałbym się bezwzględnym przeciwnikiem konstytucji demokratycznej, sejmu, dziś zacząłbym głosić potrzebę zamachu stanu, dyktatury czy nawet autokratycznej monarchii.
A gdyby jeszcze udało mi się znaleźć jakiegoś militarystę śniącego o czynach wojennych i czekającego na sposobność wpakowania Polski w jakąś awanturę, np. wojnę z Sowietami obsypałbym go złotem i wszystkimi środkami pomógłbym mu do pokierowania polityką polską według swej woli. Wtedy już byłbym pewny, że wszystko będzie dobrze.
Na to wszystko, gdybym był wrogiem, nie żałowałbym wysiłku ani ofiar.
Co prawda, wrogowie Polski, bliżsi i dalsi mają tyle kłopotów dzisiaj u siebie w domu, te kłopoty z dnia na dzień rosną, złoto które jeszcze posiadają tak szybko topnieje, że za wiele uwagi Polsce poświęcić nie mogą i nie mogą się silić na zbyt wielkie ofiary dla doprowadzenia jej do ostatecznej zguby.

Na szczęście dla nich w samej Polsce jest sporo ludzi, którzy starają się za nich tą robotę robić.”

Oprac. Marek Toczek, źródło: „Tylko Polska” nr 17/2016 str. 15, fot. 3obieg.pl, pogrubienia tekstu: PNB

Antypolonizm – kolejne niemieckie kłamstwa

Antypolonizm – kolejne niemieckie kłamstwa i pedagogika wstydu

Według „Frankfurter Allgemeine Zeitung” otwarte niedawno Muzeum Polaków Ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów w Markowej jest jedynie próbą „przedstawienia Polaków w lepszym świetle”.

Niemiecki dziennik podkreśla przede wszystkim, że słowa prezydenta Dudy, który mówił podczas otwarcia o tym, że Żydom pomagały setki tysięcy Polaków, mogą wzbudzić w Izraelu podejrzenie o wykorzystanie „nietypowego” przypadku rodziny Ulmów do tego, by przedstawić zachowania Polaków podczas Holokaustu w lepszym świetle. Dodaje, że w ten sposób prezydent, który podkreśla, że Polacy są najliczniejszą grupą wśród uhonorowanych tytułem „Sprawiedliwych wśród Narodów”, próbuje „upiększać historię”.

FAZ przytoczył też opinię dyrektorki instytutu Jad Waszem Ireny Steinfeldt, według której duża liczba Polaków pomagających Żydom podczas II wojny światowej nie ma znaczenia w obliczu „trzech milionów polsko-żydowskich”. Stwierdziła ona, że „w końcu chodzi o mniejszość”. „Wyciąganie wniosków dotyczących ogółu (…) jest nie tylko oburzające, ale umniejsza też bohaterstwu ‘Sprawiedliwych wśród Narodów’” – zaznacza Jad Waszem.

Źródło: warszawskagazeta.pl

fot. sadistic.pl, rys. J. Wasiukiewicz

Jeżeli chcesz przeczytać więcej o „nietypowym”, według potomków niemieckich morderców Polaków, przypadku rodziny Ulmów, kliknij tutaj.

Akcja odwetowa w Berlinie

Akcja odwetowa w Berlinie – 73. rocznica

10 kwietnia 1943 roku na znajdującym się w centrum miasta berlińskim Dworcu Głównym nastąpił potężny wybuch. W wyniku eksplozji zginęło 14 Niemców, a dalszych 60 zostało rannych. Atak bombowy został przeprowadzony przez żołnierzy Organizacji Specjalnych Akcji Bojowych (Osa), trzeciego zespołu bojowego Zagra-Lin, czyli oddziału sabotażowo-dywersyjnego  Armii Krajowej, utworzonego w celu walki na terenie Niemiec i na polskich ziemiach wcielonych do Rzeszy.

Bernard Drzyzga

Dowódcą oddziału był kapitan Bernard Drzyzga, który powiedział, że:

Nawet Berlin nie uchroni się od odwetu. Wszystko będzie w naszym zasięgu, a najważniejsze jest to, że akcje odwetowe w Rzeszy nie dadzą Niemcom podstaw do represji i egzekucji publicznych w Polsce.

Niemcy wyznaczyli nagrodę 10 tysięcy marek za każdego schwytanego dywersanta. Nikogo nie udało się złapać. Oddział Zagra-Lin przeprowadził również atak bombowy na dworcu we Wrocławiu (pociąg z żołnierzami Wehrmachtu), oraz na restaurację Nur für Deutsche (Tylko dla Niemców) w Rydze.

W wyniku akcji w Rydze śmierć poniosło 100 Niemców, głównie żandarmów i SS-manów. Należy pamiętać, że w owym czasie Niemcy systematycznie mordowali Naród Polski.

Politycznie Niepoprawny B

fot. uwazamrze.pl

Komiks przedstawiający akcje Zagra-Linu, „Odwet-Breslau 1943”, można zobaczyć tutaj.

Na poniższym zdjęciu dowódca Zagra-Linu Bernard Drzyzga.

Wielka Gra – Akcja pod Arsenałem

„Ambicji, i to mocnej ambicji, nigdy tym młodym ludziom nie brakowało”.

26 marca 1943 roku Grupy Szturmowe Szarych Szeregów przeprowadziły akcję o kryptonimie „Meksyk II”, bardziej znaną jako „Akcja pod Arsenałem”. W wyniku przeprowadzonej przez harcerzy akcji uwolniono harcmistrza Jana Bytnara „Rudego”, oraz 20 więźniów przewożonych z alei Szucha do więzienia na Pawiaku. Skatowany przez Niemców „Rudy” zmarł cztery dni po jego odbiciu. Co ważne, umarł wśród swoich. Podczas przesłuchań nikogo nie wydał. Jeden z ratujących go przyjaciół, podharcmistrz Maciej Aleksy Dawidowski „Alek”, zmarł od ran poniesionych podczas akcji w tym samym dniu co „Rudy”. „Alek” został, jako pierwszy harcerz Szarych Szeregów, pośmiertnie odznaczony najwyższym polskim odznaczeniem wojskowym – Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Tak ostatnie chwile „Alka” opisał Aleksander Kamiński:

Alek gasł. Tracił przytomność. Rozumiał już, że gra jego życia dobiega końca. Rozumiał i nie przestawał się uśmiechać. Jakaż to wielka była gra.

Uratowany przez „Alka” „Rudy”, tak widział walkę dla Polski i przyszłość:

Życie byłoby nędzne i zawstydzające – mówił Rudy – gdybyśmy skupiali się tylko na przygotowaniu do zadań jutra, a nie brali udziału w walce już dziś. Ale życie byłoby głupie i bezsensowne, gdybyśmy żyli tylko walką dzisiejszą, a nie przygotowywali się do jutra. Zaś przygotowanie jutra to nie jeden tor, to dwa tory: szkolenie żołnierskie do jawnej walki żołnierskiej i szkolenie się naukowe, zawodowe, społeczne do pracy cywilnej w Polsce. Mam odwagę powiedzieć, że moją osobistą ambicją jest nie tylko bicie rekordów w Małym Sabotażu, chcę także kiedyś bić rekordy jako technik i człowiek. Żeby ruszyć z miejsca tę przeklętą bryłę świata, żeby dopomóc do nadrobienia tych przeklętych zapóźnień nad Wisłą.

Dwaj przyjaciele zmarli 30 marca 1943 roku. „Rudy” nie doczekał  swoich 22. urodzin, „Alek” – 23. Złożyli ofiarę z własnego życia dla wolnej Ojczyzny – która nigdy nie nadeszła. 4 kwietnia 1946 roku spoczęli we wspólnym grobie w kwaterze Harcerskiego Batalionu Armii Krajowej „Zośka”, na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Czuwaj!

Politycznie Niepoprawny B

grupy_szturmowe

fot. agat.wp.mil.pl

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec”, wydanej po raz pierwszy w lipcu 1943 roku. Więcej na temat metod, organizacji i działań harcerzy pod niemiecką okupacją można znaleźć w książce, a właściwie w podręczniku konspiracji, „Wielka Gra” napisanej również przez Aleksandra Kamińskiego. Pierwsze wydanie tego podręcznika zostało skonfiskowane i zniszczone w 1942 roku na rozkaz Komendy Głównej Armii Krajowej, powodem była dekonspiracja metod walki. Drugie wydanie, przygotowane na rozkaz Komendy Głównej AK, po wielu trudnościach wydawniczych trafiło do jednego z lokali Komendy Głównej Szarych Szeregów (kryptonim „Pasieka”) w Warszawie 31 lipca 1944 roku. Od 1 sierpnia książki miały być dostarczane do wszystkich komórek, nie zostały, ponieważ wybuchło powstanie. Prawdopodobnie cały nakład spłonął w pierwszych dniach walki Warszawy. Trzecie wydanie, również w konspiracji, wydało Niezależne Wydawnictwo Harcerskie w 1983 roku (antydatowane na 1981). W roku 2012 Oficyna Wydawnicza „Rytm” wydała książkę będącą pełną edycją oryginału z 1942 r., ilustrowaną i opatrzoną aparatem naukowym. Warto przeczytać.

Niemiecki mord na rodzinie Ulmów

72. ROCZNICA NIEMIECKIEGO MORDU NA RODZINIE ULMÓW

Markowa to wieś leżąca nieopodal Łańcuta na Rzeszowszczyźnie. Przed II wojną światową była jedną z największych wiosek w Polsce, którą zamieszkiwało blisko 4,5 tysiąca ludzi, w tym około 120 Żydów. Markowa słynęła z szeroko rozwiniętej spółdzielczości, tutaj też powstała pierwsza w Polsce Spółdzielnia Zdrowia, którą przyjeżdżały podziwiać wycieczki ze stolicy.

Józef i Wiktoria

Józef Ulma był znanym w Markowej społecznikiem, kierownikiem Spółdzielni Mleczarskiej, oraz zapalonym fotografem (zdjęcia Józefa znajdują się pod tekstem). Był również organizatorem konkursów na najlepsze uprawy, pszczelarzem, hodowcą jedwabników, bibliotekarzem, a także członkiem Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”. W 1935 roku Józef Ulma poślubił Wiktorię Niemczak, która również zajmowała się działalnością społeczną, oraz pobierała kursy na Uniwersytecie Ludowym w Gaci. W ciągu siedmiu lat małżeństwa rodzina Ulmów powiększyła się o sześcioro dzieci: Stanisława (18 lipca 1936), Barbarę (6 października 1937), Władysława (5 grudnia 1938), Franciszka (3 kwietnia 1940), Antoniego (6 czerwca 1941), oraz Marię (16 września 1942).

Sąsiedzi

W czasie wojny działalność społeczna rodziny Ulmów z wiadomych względów została mocno ograniczona, najważniejsze było przeżycie pod niemiecką okupacją. Polska była jedynym krajem gdzie za ukrywanie Żydów, bądź im pomaganie Niemcy karali śmiercią. Jednak Józef Ulma pomagał swoim żydowskim sąsiadom. Początkowo budował dla nich w lesie ziemianki i dostarczał pożywienie. W 1942 roku, kiedy Niemcy wzmogli terror, Ulmowie (których była ósemka) przyjęli pod swój dach ośmioro Żydów. Część z nich ukrywała się wcześniej u posterunkowego granatowej policji Włodzimierza Lesia – Ukraińca. Wymieniony Ukrainiec, kiedy zorientował się, że Niemcy naprawdę mordują za pomaganie Żydom, postanowił pozbyć się niebezpiecznych lokatorów, a ich majątek przywłaszczyć. Oszukani Żydzi, ukrywając się już u Ulmów, chodzili za Lesiem i domagali się zwrotu swojej własności, w końcu Ukrainiec postanowił pozbyć się problemu raz na zawsze. Pojechał do Józefa Ulmy zrobić sobie zdjęcie, upewnił się, że Żydzi są na miejscu i zawiadomił niemiecką żandarmerię.

Bestialski mord

72 lata temu, 24 marca 1944 roku przed świtem, rozpoczęła się masakra w gospodarstwie rodziny Ulmów. Pierwszych wymordowano ukrywających się Żydów: pięciu mężczyzn, dwie kobiety i dziecko. Następnie oprawcy wyprowadzili na podwórze Józefa i będącą w dziewiątym miesiącu ciąży Wiktorię i zastrzelili na oczach sześciorga ich dzieci. Po krótkiej naradzie Niemcy zamordowali również dzieci: 8-letnią Stasię, 6-letnią Basię, 5-letniego Władzia, 4-letniego Franusia, 3-letniego Antosia i półtoraroczną Marysię. Niemcy kazali patrzeć na mordowane dzieci polskim woźnicom, pouczając ich:

„patrzcie jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”

Zwyrodnialcy uczcili mord litrami wódki i rozpoczęli rabunek zwłok i gospodarstwa. Rozkradli wszystko co można było zapakować na cztery wozy, kiedy brakło miejsca sprowadzili dwa dodatkowe. Miejscowym chłopom kazali zakopać swoje ofiary w zbiorowym grobie. Tydzień po zbrodni, pomimo surowego zakazu, sąsiedzi odkopali grób Ulmów i przełożyli ciała do trumien. Przy ekshumacji okazało się, że Wiktoria w trakcie egzekucji zaczęła rodzić – siódme dziecko dołączyło do rodzeństwa i rodziców. Świadek tak opisywał ekshumację:

„Kładąc do trumny zwłoki Wiktorii Ulma stwierdziłem, że była ona w ciąży. Twierdzenie to opieram na tym, że z jej narządów rodnych było widać główkę i piersi dziecka”.

Kilka dni temu dowiedziałem się, że jakieś niemieckie bydle na polskim Pomorzu krzyczało, że chce strzelać do Polaków.

Politycznie Niepoprawny B

fot. ipn.gov.pl, sprawiedliwi.org.pl, paranormalne.pl

Na zdjęciu nagłówkowym Wiktoria Ulma razem z sześciorgiem dzieci, pół roku przed zamordowaniem – zdjęcie, jak i poniższe, wykonał Józef Ulma.

sprawiedliwi_orgsprawiedliwi_org2sprawiedliwi_org3sprawiedliwi_org5sprawiedliwi_org1

Profesor Szwagrzyk szuka żołnierzy „Bartka”

POTRZEBNA POMOC PRZY PRACACH EKSHUMACYJNYCH ŻOŁNIERZY BARTKA!

Profesor Szwagrzyk pilnie potrzebuje pomocy przy pracach ekshumacyjnych w  Starym Grodkowie. Znaleźli orzełki i buty, więc jest szansa na odnalezienie żołnierzy ze zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych Henryka Flame ps. „Bartek”. Kto może urwać się™ na dzień„ proszę o kontakt i proszę™ o przekazywanie informacje do ludzi, którzy mogą pomóc.

Prezes Zarządu – Ilona Gosiewska
Stowarzyszenie ODRA – NIEMEN
Organizacja Pożytku Publicznego OPP
ul. Kościuszki 35F, 50-011 Wrocław
telefon kontaktowy w sprawie pomocy: +48 607 440176

Kapitan Henryk Flame ps. „Bartek”, od maja 1945 do lutego 1947 roku, był dowódcą największego zgrupowania niepodległościowego na Śląsku Cieszyńskim. Zgrupowanie wchodziło w skład VII  Okręgu Śląskiego Narodowych Sił Zbrojnych i w czasie walki z drugim okupantem przeprowadziło blisko 350 akcji zbrojnych. Najbardziej spektakularną akcją było zajęcie 3 maja 1946 roku miejscowości Wisła, gdzie na oczach licznie zgromadzonych mieszkańców i przerażonych komunistów defilowało kilkuset partyzantów w pełnym umundurowaniu i uzbrojeniu. W tamtym czasie w Wiśle stacjonował oddział Ludowego Wojska Polskiego, oraz Sowieci – zarówno jedni jak i drudzy nie interweniowali. W okolicznych wioskach ubecy i milicjanci barykadowali się na posterunkach, bądź też uciekali. Zabezpieczający akcję w Wiślę Antoni Biegun ps. „Sztubak” tak relacjonuje ten wspaniały dzień:

Ruszyły oddziały za oddziałami, partyzanci „odstawieni” jak na paradę: w mundurach, z przypiętymi orzełkami na mieczu, z ryngrafami z Matką Boską. Wszyscy podnieceni, lecz zdyscyplinowani. Mój oddział, liczący sześćdziesięciu-siedemdziesięciu żołnierzy, jako najlepiej uzbrojony (14 karabinów maszynowych) otrzymał polecenie ubezpieczenia pochodu częścią żołnierzy pod moim bezpośrednim dowództwem.Szliśmy radośni i podnieceni, a na drodze, którą maszerowaliśmy, zaczęły rozgrywać się niezwykłe, wzruszające sceny. Spotykanych po drodze ludzi, kiedy po chwilowym osłupieniu, zorientowali się kogo mają przed sobą, ogarniał szał radości. Kobiety i dziewczęta wybiegały z domów ze smakołykami i kwiatami, często porywając całe doniczki i usiłując je nam wręczyć. Niektóre starsze płakały, gładziły żołnierzy po twarzach i błogosławiły na drogę. Wielu ludzi pytało, podobnie jak niedawno niektórzy spośród nas: „Czy już się zaczęło? Czy idziecie prać komunistów?”

We wrześniu 1946 roku, w wyniku ubeckiej prowokacji znanej jako akcja „Lawina”, zostało zamordowanych co najmniej 167 żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych ze zgrupowania „Bartka”. Jedyny ocalały świadek jednego z mordów, Andrzej Bujok ps. „Jędrek”, tak opisał rozgrywające się wtedy wydarzenia:

Była ciemna noc z 8 na 9 września 1946 roku. Mimo jesiennej pory było bardzo ciepło. Samochody zajechały pod „pałac” i obstawa poleciła im wysiadać na nocleg. Zakwaterowano wszystkich w parterowym budynku dawnej powozowni. Podano kolację, obficie uraczono wódką. Potem wszyscy ułożyli się na słomie rozścielonej na podłodze i zasnęli. Ludzie „Lawiny” trzymali straż. „Jędrek” i Władysław Nowatorski ps. „Lotny” nie mogli usnąć, bo w pomieszczeniu było gorąco, więc wyszli wyspać się na strychu. Nad ranem, gdy się rozwidniło, obudziły ich krzyki i serie wystrzałów z karabinów maszynowych. Zorientowali się, że na dole pod śpiącymi ktoś podpalił słomę. Partyzanci po obudzeniu się wyskakiwali przez okna, gdzie długimi seriami z broni automatycznej zostali wystrzelani wszyscy, oprócz Bujoka i Nowatorskiego, którzy ukryci na strychu obserwowali przebieg wydarzeń.

26 marca 2001 roku, Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych złożył do Instytutu Pamięci Narodowej zawiadomienie o zbrodni ludobójstwa na żołnierzach „Bartka”, które można przeczytać tutaj.

Oni za wolną Polskę oddali swoje życia, pomóżmy wrócić pomordowanym Bohaterom, zakopanym gdzieś w leśnych dołach!

Politycznie Niepoprawny B

fot. wrzuta.pl, podziemiezbrojne.blox.pl

Na poniższym zdjęciu żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych ze zgrupowania „Bartka”.

podziemiezbrojne_blox_pl