Patriotyzm i poczucie humoru
Wszelkie ruchy społeczne i obyczajowe mają swoje odbicie komercyjne. Każde święto, czy to kościelne, czy świeckie, ogólnopolskie, czy indywidualne (zaręczyny, ostatnio nawet rozwody [ponoć]) mają swoje, teraz już obowiązkowe, gadżety. Nikogo nie dziwią „targi ślubne”, (czy nawet funeralne).
Sprzedaż gadżetów rozpoczyna się na kilka miesięcy przed nadchodzącym świętem. Troska o „obudowę” święta prywatnego (np. zaręczyn, czy ślubu) często zajmuje w umysłach więcej miejsca, niż samo święto.
Każde święto obrasta też w „jarmarczne” obyczaje. Weźmy choćby „pańską skórkę” dostępną jedynie na cmentarzach, czy watę na patyku popularną na jarmarkach. Nie ma w tym niczego złego.
Każdy świąteczny obyczaj wywołuje też satyryczną reakcję na nieuchronne „przegięcia”. Ludzie młodzi buntują się przeciwko obyczajom rodziców i to też jest w zasadzie naturalne.
Odkąd produkcja odzieży z nadrukami stała się łatwa – pojawiła się moda na demonstrowanie swoich poglądów na koszulkach i bluzach. Dziś, w Polsce nie ma bardziej chwytliwych tematów na koszulki, czy bluzy, niż tematy patriotyczne.
Okazuje się, że „lajkry” też mogą być „patriotyczne”.
Czy nie jest to jednak „przegięcie”? Moim zdaniem – tak! Sam pomysł na „patriotyczne” rajtuzy jest przegięciem, a obrazek – niesmaczny.
Pytam jednak Was – Czytelnicy a – szczególnie osoby młodsze. Przegięcie, czy nie?
Poczucie humoru
Dochodzimy do tytułowego zagadnienia – patriotycznego poczucia humoru! Może być ono „patriotyczne”, czy nie? Moim zdaniem może być i może nawet polegać na eleganckich drwinach z pewnego uroczystego „nadęcia” jakie zdarza się zawsze przy takich okazjach.
Jednak – aby robić sobie żarty (nawet lekkie) z kwestii patriotyzmu – musi być spełniony jeden warunek. Ten patriotyzm musi być już ugruntowany i stabilny! Taki, jaki był w Polsce międzywojennej.
Przytoczę przykład z polskiego teatrzyku Qui Pro Quo, o którym opowiadał mój stryjeczny dziadek Józef Galewski (scenograf). Otóż:
Fryderyk Jarosy – legendarny konferansjer, poliglota, który cynicznie wykorzystywał swoją (niby) słabą znajomość polskiego, aby uniknąć odpowiedzialności za swoje żarty – był na bankiecie po premierze. W saloniku siedzieli artyści i oficerowie. W pewnym momencie jeden z oficerów wniósł toast:
„Wiwat artyści Qui Pro Quo, szwoleżerowie polskiego teatru!”
Na to Jarosy odpowiedział toastem:
„Wiwat szwoleżerowie, Qui Pro Quo polskiej armii!”
Obecni oficerowie już chwytali za szable, gdy dotarło do nich, że wspaniały konferansjer – być może – nie zna polskiego dość dobrze, żeby wyczuć potworną drwinę swojego powiedzonka. Sprawa skończyła się solidnym pijaństwem… A Jarosy otrzymał od szwoleżerów tytuł „Polak humoris causa”.
Żeby takie żarty przechodziły bez zgorszenia potrzebni są szwoleżerowie! Potrzebni są tacy artyści, jak byli wtedy. Od dziadka wiem, że autorami tekstów [pod pseudonimami] bywali często oficerowie „dwójki”, w tym mój krewny Tadeusz Wittlin, późnej aresztowany przez sowietów i wywieziony do Workuty, następnie u Andersa i na emigracji w USA.
Tak było w Polsce międzywojennej…
Wyobraźcie sobie dziś – taki tekst wesołej, wojskowej piosenki o poszczególnych jednostkach polskiej armii.
„Księżyc w czole, w dupie gwiazda, to tatarska nasza jazda. Lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń!”
Żurawiejki, bo tak się te pioseneczki nazywały, traktowały dowcipnie i dobitnie, często nieco wulgarnie o każdym pułku kawalerii w Rzeczpospolitej. Ta zwrotka konkretnie o 13 Pułku Ułanów Wileńskich, który po wyprawie kijowskiej 1920 przejął część żołnierzy i tradycje Tatarskiego Pułku Ułanów imienia pułkownika Mustafy Achmatowicza.
Posłuchajcie każdej zwrotki i pomyślcie – jak bardzo „poukładana” była wtedy nasza Polska. Jak mocny był wtedy patriotyzm, że pozwalano sobie na takie żarciki. Pomyślcie też, co by się stało dziś, gdyby ktoś w podobnym tonie wyraził się o jakiejś mniejszości narodowej.
Prowadzę do tego, że wbrew temu, co lansują lewacy – patriota nie musi być wiecznie smutny, czy rozmodlony! Może się śmiać, mało tego – może się śmiać bardzo wesoło, na cały głos, może być radosny!
To lewacy nie mają powodów do radości, bo oni nie mają Ojczyzny i Boga!
Oni mają kłopoty z… nie, nie napiszę z czym bo mogą nas czytać dzieci:-)
Patriotyczne pijaństwo
Czy wypada na szybie baru wypisywać takie oto nazwy drinków? I to w okolicach dnia Wszystkich Świętych? Stawiam to pytanie Wam, Szanowni Czytelnicy. Moja opinia? Pamiętam scenę z filmu „U pana Boga za piecem” gdy świadek koronny, nawrócony gangster, grany brawurowo przez Emiliana Kamińskiego kupuje na wynos dwie butelki wina – białe i czerwone. Mówi przy tym, że będzie pił „patriotycznie”
Przyznam się, że ta scena mnie ubawiła lekko i nie wzbudziła jakiegoś żachnięcia się, że to śmiech z naszych barw narodowych.
Jednak do baru, z takimi nazwami drinków nie wszedłbym na pewno. A, Wy?
Jeszcze jedno! Pisałem, że nie mam poczucia humoru. Za tą Kotwicę Polski Walczącej dałbym w mordę temu co to zrobił! Jestem stary, ale przypierdolić umiem.
film od: Nacjonalizm zamiast globalizmu! / zdjęcia: dziennikpolski.pl / historykon.pl
Piotrek
3 listopada, 2015 at 12:10 pmPiotr, zgadzam się z Twoimi przemyśleniami. Jednakże muszę przyznać, że „Płonący banderowiec” za piątkę (5 zł) mnie ujął.
Piotr Szymanowski
3 listopada, 2015 at 12:54 pmno… taki „margines tolreancji” dla tego akurat można… pozdrawiam:-)